30 mar 2015

Dlaczego współczujecie mi maski? Czyli czym w ogóle jest ZA?

Drodzy ludzie! Ten post będzie o niezrozumieniu ZA przez NT - zwłaszcza przez ludzi, którzy nami się opiekują, zajmują i nam współczują...

Jestem zszokowany sporą ilością współczucia, jakie mi daliście w ostatnim poście. Współczucie z powodu konieczności ubierania maski. Piszecie, że:

- prawdziwa wartość jest w człowieku, który zaakceptuje "Ciebie, a nie maskę". (w takim razie spróbujcie zaakceptować tego potwora ze zdjęcia!)
- maska - mina, upupienie, do życia bez maski się "dorasta" (w dzieciństwie bez maski cierpiałem)
- "lepiej bądź zwyczajny" (JAK niby?)
- "dlaczego ukrywasz swoje zaburzenia przed innymi"?

Ci z Was, którzy nie mają ZA chyba bardzo negatywnie odnoszą się do znaczenia maski w życiu człowieka. Utożsamiacie ją z udawaniem, ukrywaniem, męczeniem się, fałszywością. Współczujecie mi, namawiacie do bycia prawdziwym.

Drodzy Moi Czytelnicy! Namawiać do bycia prawdziwym i współczuć możecie komuś, kto bez tzw. "maski" wygląda znacznie lepiej i może bez niej żyć będąc szczęśliwszym, niż w masce. Odnosicie tą zasadę zapewne do samych siebie - może faktycznie bez maski wyglądacie "fajnie", spontanicznie, atrakcyjnie i blisko w oczach innych...

Niestety bardzo sobie uświadomiłem, jak trudno jest mi wytłumaczyć ludziom (łącznie z najbliższymi osobami), co takiego jest ze mną nie tak!

Zacznijmy w takim razie od początku...

Podobno emocje trafiają do ludzi najbardziej. Popatrzcie w takim razie na szkaradne straszydło ze zdjęcia, które zamieściłem. Patrzcie się na jego twarz, po czym odpowiedzcie sobie na serię następujących pytań:

  • czy chcielibyście się obudzić koło takiej osoby rano w łóżku?
  • czy zatrudnilibyście taką osobę do pracy jako kelner/sprzedawca/psycholog dziecięcy?
  • czy patrzelibyście na zdjęcie tej osoby godzinami?
i najważniejsze:
 
Wyobraźcie sobie, że jest to Wasze zdjęcie... czy wolelibyście iść do hipermarketu w niedzielę w masce, czy bez - tak jak na zdjęciu?

Przeżyłem trzydzieści kilka lat. "Występowałem" przez ten czas przed ludźmi zarówno w masce, jak i bez niej. Gdy byłem (zwłaszcza w dzieciństwie) bez maski, wywoływałem na ludziach podobne wrażenie, jak postać z niniejszego zdjęcia. Dwadzieścia kilka lat nauki chodzenia "w masce" upodobniło mnie do człowieka atrakcyjnego społecznie, godnego zaufania, pozytywnego i wartościowego.

Dlatego właśnie kocham swoją maskę - bardzo się z nią utożsamiam, nie chcę bez niej nigdzie wychodzić i nie chcę przed ludźmi pokazywać się bez niej. Brak dojrzałości? Nonsens! Ludzie, z którymi rozmawiam - im starsi i bardziej bystrzy, noszą mocniejsze i bardziej atrakcyjne maski! To małe dzieci i ludzie głupi są ich pozbawieni!

Droga Miro - przecież trzymasz kciuki, aby Twój syn nauczył się życia w masce, bo tylko wtedy odniesie sukces...

Drogie kobiety! W jakim celu malujecie się, farbujecie włosy, nosicie atrakcyjne wizualne ubrania? Czy nie jest to forma maski?

Wagner Stiller Art - napisałeś coś, co mi się bardzo spodobało: "bez maski nie da się przeżyć za drzwiami". Podpisuję się pod tym... Straciłbym pracę i utraciłbym kontakt z ludźmi, na których mi zależy.

Ines Loxely: napisałaś trafną rzecz: Król Baldvin IV nosił maskę, bo pod spodem prawie nie miał twarzy i miał ją powykręcaną. Z tego powodu i ja ją noszę - pod spodem mam powykręcaną, chorą osobę, nieakceptowaną, krytykowaną i wyszydzoną przez ludzi... I O TYM JEST ZESPÓŁ ASPERGERA!!!

A terapie, rozmowy i edukacja ludzi z ZA polegają w głównej mierze na założeniu przez nich maski. Bo to, co mamy jest nieuleczalne. A maska, to jedyny sposób ZA na "normalne" życie. Prawda? A może się mylę? :)
 
PS. przepraszam, że porównałem się do króla Baldwina IV. Tak naprawdę jestem na co dzień znacznie skromniejszy 
 
 

28 mar 2015

Pierwsze dwa tygodnie w nowej pracy.

Dostałem podwyżkę i umowę na dłuższy okres. Szefowa jest chyba ze mnie zadowolona. Staram się, jestem otwarty na wszystko i ugodowy. To co robię, jest mi znane i dość proste. Współpracownicy nie mają pojęcia, że mam ZA. Jestem nieśmiały nieco, ale po drugiej kawie rozkręcam się. Pod wpływem kofeiny tracę hamulce, jestem całkiem towarzyski, potrafię rozmawiać z ludźmi, potrafię nawet udawać przebojowego! To fantastyczne, kiedy ludzie ze zdziwieniem i szokiem patrzą na mnie, gdy bardzo śmiałym głosem z niezwykłą barwą, melodią i przebojowością potrafię zagadywać, rozśmieszać i prowadzić elokwentną konwersację. To nawet bardzo zabawne!

Nikt nie ma pojęcia, że mam doskonały, perfekcyjny wręcz słuch, a barwa, a nawet brzmienie mojego głosu są wyuczone i bardzo dźwiękonaśladowcze. Mariusz Max Kolonko, Maciej Stuhr, Piotr Tymochowicz, moich dwóch wykładowców ze studiów sprzed lat... To ich głosy, akcent, pauzy, sposób werbalizacji... Bawię się głosem, słowem. Bez skrępowania udaję i jestem kimś, kim nigdy nie byłem. Ludzie patrzą na mnie ze zdziwieniem. Wyuczony uśmiech, postawa, przekręcenie głowy, zmarszczenie czoła, gest. Naśladownictwo, maski, lustrzane odbicie innych osób... to taki prosty sposób na życie dla mnie... Mogę bez skrępowania powiedzieć drugiemu człowiekowi chyba wszystko... bez najmniejszych oporów. Chcesz rozmawiać o seksie? Fekaliach? Umieraniu? Bogu? Pijaństwie? Katowaniu ludzi w Syrii? Nic nie jest tabu. Bo od wszystkiego można się odgrodzić emocjonalnie. Każdy temat jest za grubą, pancerną szybą. Każdy temat jest tylko programem emitowanym przez telewizję mojego umysłu.

Jaki jestem naprawdę? Czy coś czuję? Jak najbardziej. Mnóstwo rzeczy. Ale nie pokazuję, nie potrafię. To siedzi wewnątrz. Czuję muzykę, czuję ból, czuję strach, smak i dotyk swoich łez. Żal, że jestem kim jestem. Rozczarowanie sobą, że nie mam takiego wpływu na najbliższe otoczenie, jaki bym chciał mieć. Samotność, lęk, zagubienie, rozdarcie.

Ale rano piję kawę, która pomaga mi z powrotem założyć maskę udającą normalnego człowieka. I znów potrafię się świetnie zachowywać, znów na moment jestem przebojowy, atrakcyjny i "profesjonalny". Fajnie! Przez 8 godzin wytrzymam, potem odpocznę... Tak czuję po prostu życie. Tak ma być.

17 mar 2015

Pierwszy dzień w nowej pracy.

Pobudka o 5.50, wyjazd o 6.10, po 41 minutach byłem na miejscu, odległość w jedną stronę wyniosła 65km.

Na miejscu cykl szkoleń wraz z 17 innymi uczestnikami, którzy tego dnia rozpoczynali pracę wraz ze mną. Sęk w tym, że ja na zupełnie innym stanowisku, niż oni.

Nie wszystko rozumiałem co się wokół mnie dzieje. Obniżona koncentracja uwagi, kilka osób mówiło do mnie co mam robić traktując mnie, jakbym tam już pracował wiele miesięcy, dlatego po prostu robiłem to co inni.

Pani w kadrach stwierdziła, że nie pesel, a nip powinienem podać, bo tak podobno wpisałem i zapytała mnie "co pan napisał w oświadczeniu"? Odpowiedziałem, że wiele rzeczy pisałem i nie wiem o co konkretnie Pani pyta. To jedyny zgrzyt, kiedy chyba nie odpowiedziałem jak należy. Bo wiem, że czasem nie należy dosłownie odpowiadać na pytanie, tylko domyśleć się z kontekstu, o co chodzi pytającemu. A w tym momencie stwierdziłem, że nie będę tego robił, bo być pouczanym i "domyślać się", to chyba raczej etap szkolny, który już dawno mam za sobą.

Tak więc krótkie podsumowanie:

Co mi się podoba:
  • moje obowiązki będą dla mnie łatwe i przyjemne do realizacji
  • mam nad sobą szefową, która na szczęście jest konkretna i rozumiem jej słowa. Zresztą jest uprzedzona, że czasem nie potrafię się skoncentrować na słowach i muszę zapisywać
  • porządek, jasność i przejrzystość zasad

Co mi się nie podoba:
  • będę pracował ze sporą ilością ludzi, których nie znam. To mój największy stres, bo muszę ich poznawać
No i widzicie zdjęcie z moich porannych rytuałów łazienkowych. ;)


15 mar 2015

Asperger przeszedł pomyślnie rozmowę kwalifikacyjną!

Uwaga drodzy ludzie!

Jak wiecie, od długiego już czasu szukam nowej pracy. I wiecie co? Udało się. Pomyślnie przeszedłem przez dwie fazy rekrutacji. Dostałem pracę i to dobrą. Jestem bardzo zadowolony. Czuję, że dobrze wykonałem zadanie i osiągnąłem kolejny cel w moim procesie "stawania na nogi" czyli powrotu ze świata dla mnie nieprzyjemnego i bardzo toksycznego do świata żywych. Będę robił to, w czym jestem najlepszy i co bardzo lubię. Nie musiałem mieć znajomości, pracę otrzymałem bez żadnych pośredników, co dodatkowo podnosi satysfakcję. Ale żeby nie było tak różowo, muszę Wam powiedzieć, że:

  1. wcale nie byłem naturalny na rozmowie kwalifikacyjnej.
  2. dałem z siebie wszystko zakładając maskę rześkiego, sympatycznego i energetycznego specjalisty.
  3. na wszystkie pytania odpowiadałem tak, jak wydawało mi się, że rekruter chciałby ode mnie usłyszeć.
  4. na rozmowę kwalifikacyjną poszedłem bez nastawienia, że dostanę pracę. Powód był prosty: praca mieści się bardzo daleko od mojego miejsca zamieszkania i codziennie będę jeździł 120km.
  5. będę wstawał do pracy o 5:30, ale nie przeraża mnie to, bo sypiam krótko i do wyspania się potrzebuję ok. 6 godzin.
 
Wiem, że wielu czytelników mojego bloga bardzo trzyma za mnie kciuki i mi sprzyja chociażby dobrym słowem. To dodatkowo daje nadzieję. Dziękuję! :)
 
 

12 mar 2015

Z cyklu: Jak postrzega świat Aspi? [3]

Jak na świat patrzę - logika

Ostatnio zamawiałem pizzę online. To bardzo wygodne rozwiązanie, bo nie muszę brudzić rąk pieniędzmi, dotykać rąk dostawcy, napiwków dawać, ani reszty liczyć, tylko wszystko opłacam przez internet. No więc zamówiłem. Pojawił się komunikat taki jak na zdjęciu, spójrzcie na następujący fragment tekstu:

"restauracja (...) poda szacowany czas dostawy. Zwykle trwa to do 30 sekund, ale może zabrać kilka minut".

Pierwszy mój odruch, to wstać i podejść do drzwi, żeby odebrać pizzę. Niestety ani po 30 sekundach, ani po kilku minutach nikogo nie było pod drzwiami.

Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że tak naprawdę komunikat błędnie poinformował mnie, że 30 sekund to czas potrzebny tylko na weryfikację, a nie na dostawę. Rozwiązanie tej zagadki zajęło mi około 2 minut. Świat jest skomplikowany i czasem zastawia pułapki logiczne! :)

Pizza została dostarczona po 22 minutach.

Ps. Kiedyś na studiach miałem przedmiot pt. Logika. Zawsze miałem z tego przedmiotu piątki. Nie wchodzi w grę możliwość popełnienia przeze mnie w tej sytuacji błędu logicznego. Chyba... ;)
 
Ps. 2. Martwi mnie, że zajmuję się takimi pierdołami... 
 
 

3 mar 2015

Bolesny związek aspergera

Długo nie mogłem zdecydować się na publikację poniższego tekstu. Jest ostry i smutny. Ale też i bardzo osobisty dla mnie. Boję się uczucia zwanego miłością i zakochaniem. Długo nie będę potrafił go przywrócić do sprawnego "działania". Jeśli pytacie, czy mogę w ogóle coś takiego odczuwać? Jak najbardziej. Mogę, czułem. Ale nie chcę tego już więcej. Oto mój post, który powstał tuż przed walentynkami:

Aspi na walentynki

Na szczęście mam ten komfort, że przed nikim nie muszę udawać zakochanego. Osoba, która jest najbliżej mnie też ma ten komfort, że nie musi udawać, ale z trochę innego powodu. Jej serce jest przy człowieku, który kiedyś naobiecywał jej "gruszki na wierzbie", a ona w to uwierzyła pomijając fakt, że większość z tych "obietnic" (z)realizowało się w jej krótkim życiu przez ostatnie lata w bardzo hojnej ilości. Tylko bez obiecanek, pięknych słów i całej "słodko pierdzącej" otoczki. Dlatego drodzy mężczyźni, do Was odnoszę sie głownie w tym poście:

Najłatwiej "rozkochacie" w sobie kobietę będąc romantycznymi "obiecatorami". Obiecator to człowiek, który przede wszystkim obiecuje i opowiada co zrobi, co da i jak bedzie się zachowywał. Obiecator tym różni się od "realizatora", że większość z tego co mówi... to mówi. Realia i czas powodują, że zapał i motywacja obiecatora stają się słomiane.

Z drugiej strony jest realizator. Skupia się na efektach, dobiera narzędzia, środki i idzie (małymi krokami) naprzód.

Ale niestety! To obiecator jest pod względem kroków znacznie lepszy, bo "naopowiadać" może o krokach wielkich i milowych, których roztaczana wizja robi na rozmówcy potężne wrażenie! To takie efekciarskie! To właśnie w ten sposób można rozkochać w sobie partnera(kę) :)

Realizator, aby posuwać się naprzód, wykonuje dużo drobnych kroków. Prawie ich nie widać, dlatego jest mniej widowiskowy. Poza tym zbyt często o nich nie mówi, dlatego nie robią one wrażenia na partnerze(rce), z którym(ą) z biegiem miesięcy i lat posuwa się naprzód.

Realizatorzy to zwykle my, drodzy Aspi!

Znacie już obiecatora i realizatora... Który z nich jest bardziej "romantyczny"? Oczywiście ten pierwszy. Powód jest bardzo prosty i wyjaśniony następującym zdaniem: "nikt ci nigdy nie może dać tyle, ile ja ci mogę obiecać". I tutaj widzimy jasno jak na dłoni, że obiecator ma znacznie silniejszy wpływ emocjonalny na drugiego człowieka! Poza tym, czyż gruszki na wierzbie, złote pałace i świetlana przyszłość w glorii i chwale nie jest romantyczna?

Niestety smutne doświadczenie nauczyło mnie, że słowa są znacznie ważniejsze i potężniejsze od czynów, które posuwają relację powoli, krok po kroku, w mało widowiskowy sposób. Dzieci uwielbiają dostawać prezenty w pięknym kolorowym pudle ze śliczną wstążeczką. Otoczka tego co robisz (a więc słowa), są znacznie ważniejsze od zawartości pudełka. To emocje związane z niepewnością i powierzchownością prezentu ekscytują (partnerkę) najbardziej.

Niektórzy z nas nie mogą przeboleć, że nasi partnerzy i bliscy tak silnie zwracają uwagę na pustą powierzchowność pomijając powolne, mozolne o mało widowiskowe działania. Dlatego drogi aspi! Poniżej bardzo cyniczny i groteskowy poradnik, aczkolwiek niestety (często) bardzo prawdziwy... To puste słowa rozkochują, a nie wierność, działania i konsekwencja:

Jeśli chcesz zaimponować dziewczynie/partnerowi, na której(ym) Ci zależy: 

  1. Zamiast rezerwować miejsce w ciekawej restauracji, powiedz wpierw, że do takiej się wybierzecie i że będzie cudownie, że zapalicie świeczki i będziecie robić różne romantyczne rzeczy.
  2. Zamiast naprawić swojej sympatii zepsute auto, powiedz jej, że jej bardzo współczujesz awarii i chciałbyś jej pomoc, bo ją bardzo kochasz.
  3. Zamiast kupować sympatii ładne ubranie, zacznij jej mówić, jakby pięknie wyglądała w (jakimś tam) stroju i porównaj jej wygląd z aniołem, motylem albo jakimś innym latającym stworem.
  4. Zamiast zamieszkać ze swoją sympatią pod wspólnym dachem komfortowego mieszkania z luksusami, stwórz legendę o wspólnym romantycznym życiu, domu z ogrodem, wspólnym gotowaniu, codziennym śpiewaniu kołysanek na dobranoc. Obiecaj też koniecznie śniadania do łóżka.
  5. Zamiast zapłacić wszystkie wspólne rachunki i czynsze, naopowiadaj swojej sympatii jak to ważny jest dla Ciebie jej rozwój osobisty, poczucie finansowej niezależności i możliwość decydowania o swoim życiu.
  6. Zamiast zapewnić dach nad głową i komfortowy transport zawsze i wszędzie, powiedz swojej sympatii, że przy Tobie może czuć się bezpiecznie, bo zawsze staniesz w jej obronie i zabijesz każdego, kto się do niej zbliży. Trenując na siłowni, mów, że to robisz, aby jeszcze lepiej ją bronić przed złem tego świata. To będzie zapewne bardzo romantyczne i dojrzałe wyznanie. 

A teraz już na poważnie i bez sarkazmu:

Pamiętaj, drogi mężczyzno, że słowa przenoszą znacznie więcej wartości emocjonalnych, niż mało nagłośnione konkretne działania... A słowa mają spotęgowane działania w takich dniach, jak walentynki, urodziny, imieniny i tego typu okazje nie mające żadnej wartości, poza liczbowymi zbiegami okoliczności. A w takich dniach słyszeć tego typu "słowa", to bardzo ważne dla kobiety!!

Drogie Panie! Bardzo przepraszam za mój sarkazm, jeśli kogoś uraziłem. Tylko w ten sposób jestem w stanie wyrazić swoje ubolewanie, że nie potrafię obiecywać i składać pięknych słów, których bliska mi osoba tak potrzebuje w swoim życiu. Chciałbym mieć w sobie to "coś" co uczyniłoby ze mnie romantycznego księcia z marzeniami wypisanymi na podnieconych ustach i błędnych oczach... Niestety nie potrafię słodko pierdzieć, a w momentach szczerego bólu w sercu, często bywam złośliwy tak jak w tym poście...

Nie potrafię i z tego powodu nienawidzę być tym, kim jestem... odczuwam swoje braki i chciałbym umieć pieprzyć od rzeczy o romantycznych duperelach.
A Wam drodzy aspi życzę, żebyście się nauczyli być obiecatorami. Szansa na zauroczenie się kogoś w Waszej osobie drastycznie rośnie! Pracujcie nad swoją powierzchownością, która tak bardzo się liczy w związku!