Jestem na odludziu. Termometr pokazuje już 17 stopni. Godzinę temu
było 10. Próbuję zapomnieć, na wszystkie możliwe sposoby o tym co sie
złego ostatnio wydarzyło. Jest mi ciężko. Znam sposób, żeby przestać sie
zadręczać, żeby przestać cierpieć. Niestety byłem przez kilka ostatnich
dni na bardzo ważnej terapii po której obiecałem, że nie zrealizuję
tego sposobu. Zawiódł bym wtedy najważniejszą osobę w moim życiu i
bardzo by przeze mnie płakała i nigdy by sobie nie wybaczyła. Codziennie
walczę, żeby obietnicę spełnić. Czuję ogromną potrzebę złamania tej
obietnicy, aby uwolnić się raz a dobrze od tych wszystkich paskudnych
rzeczy, które kołtują się i bolą w mojej głowie. Jednak ta menda
przechytrzyła mnie i wykorzystała fakt, że mam jednak w życiu pewne
słabości. Jeszcze kilka dni temu śmiałem się, że złamię wszystkie
zasady, zniszczę wszystko co kochałem i odejdę raz a skutecznie ku
uciesze ludzi, których na codzień niszczę. Ale ta "świnka" tak mną
pokierowała, że nie jestem w stanie przestać cierpieć w najwygodniejszy
dla siebie sposób. Nie wiem czemu, bo przeze mnie sporo cierpiała.
Oznacza to, że jeszcze będę pisał tutaj... Nie wiem jak długo. Wciąż szukam w sobie siły aby przeciwstawić się obietnicy, jaką dałem i zaznać ulgi. Bezskutecznie jak na razie. Marzę o odpoczynku. Marzę, aby przestać się przejmować moją "świnką". Niestety czuję w głowie, że wciąż jest blisko. Nie potrafię się jeszcze uwolnić. Pieprzona terapeutka się znalazła... Obiektywnie rzecz biorąc (o zgrozo), baaaardzo skuteczna...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz