Dzień dobry po świętach.
Nie składałem Wam życzeń na święta,
bo tak jak mówiłem Wam już wcześniej, nie sądzę, żeby moje życzenia lub
ich brak cokolwiek zmienił w Waszym życiu. Dla tych jednak, którym po
usłyszeniu życzeń robi się po prostu przyjemniej, to mówię: "Wszystkiego
najlepszego z okazji świąt!".
A dzisiaj chciałem Wam napisać o
moim przeżywaniu świąt - w dzieciństwie i teraz. A emocjonalne podejście
do ich przeżywania znacząco się różni.
Jako dziecko, przeżywałem
święta znacznie mocniej. Czekałem na ten "inny dzień" z
niecierpliwością. Wiedziałem, że dostanę prezent. W latach 80tych i
90tych dzieci (również ja) przeżywały chyba znacznie mocniej prezenty,
bo dostawało się je rzadziej. Czekałem na "ten dzień" z powodu zmiany w
normalnym przebiegu dnia. Rodzice nie szli do pracy, sklepy były
zamknięte, a tydzień przygotowań, sprzątania i gotowania sprawiał, że
człowiek oczekiwał świąt jeszcze bardziej. Truduum paschalne, świece,
uroczystości kościelne sprawiały, że widziałem również innych ludzi
przygotowujących i oczekujących tych świąt. Wreszcie uroczyste
niedzielne śniadanie, jajka, rzeżucha, sałatka warzywna, którą mama
robiła na każde święta, zapach ćwikły i majonezu. Do tego prezenty - nie
jakieś przypadkowe, ale takie, które naprawdę chciałem. Zwykle były to
modele do sklejania, na które bardzo czekałem, a których nigdy nie
dostawałem bez okazji. Potem wyjazd do moich kuzynów, na który bardzo
czekałem - jedynych rówieśników, z którymi utrzymywałem bliski kontakt.
Dziś jest inaczej. Relacje z kuzynami bardzo się oddaliły, emocje
związane z przygotowaniami w ogóle się nie pojawiają - zniknęły w
natłoku normalnej, regularnej pracy, dziecinne emocje typu "nie mogę się
doczekać" zostały za ścianą grubej, pancernej szyby emocjonalnej. Są
znacznie silniejsze bodźce wywołujące emocje, niż dawniej. W kościele
jestem skupiony na silnych bodźcach, które mi przeszkadzają -
trzeszczący syk wózków dla dzieci, które jeżdżą po ziarenkach piasku
rozsypanych na posadzce, stukot obcasów, chrząkanie i kaszlanie ludzi,
przeraźliwy głos ludzki wzmocniony mikrofonem i głośnikami, zapachy,
niewygodne miejsce, fizyczna i przeszkadzająca bliskość innych osób.
To nie jest pozytywny wniosek. Zauważyłem u siebie regres jeśli chodzi o
przeżywanie pozytywnych emocji. Kiedyś było ich zdecydowanie więcej,
potrafiłem się cieszyć ze świąt. Dzisiaj mam przed sobą blokadę, której
nie potrafię obejść. Bardzo tęsknię za świętami - wiem, że były cudowne,
a ich przeżywanie było przyjemne. Chciałbym powrócić do sposobu ich
przeżywania z dzieciństwa - wyczekiwania, naturalnego dziecięcego
uśmiechu i uciechy z prezentów. Chciałbym wrócic do radości przebywania z
kuzynami, z którymi wciąż (od święta) się widuję. Bardzo bym chciał
znów się wzruszać spotkaniami z rodziną, oczekiwać z niecierpliwością na
ten świąteczny czas. Bardzo zazdroszczę i dzieciom, i dorosłym (np.
mojej mamie), którzy z radością składają sobie życzenia przy świątecznym
stole.
Zasiałem sobie rzeżuchę tydzień przed świętami - to mój
stary nawyk. Na Wielkanoc chłonę jej zapach, ścinam sobie łodyżki i
kładę na kanapkę z wędliną smarując chrzanem. Skupiam się na jej smaku i
próbuję "wchłonąć" nie tylko jej smak i zapach, ale to, co ona
przypomina mi o dawnych czasach, kiedy potrafiłem święta tak mocno
przeżywać. To można porównać do wyciskania z gąbki resztki wody przez
spragnionego na pustynii. Może jest jeszcze kropelka, może coś mi się
uda wycisnąć. Tęsknię bardzo... Może za którymś razem gąbka będzie
pełniejsza...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz