Ostatnie dwa dni spędziłem w leśnym domku należącym do mojej rodziny.
Bardzo cenię sobie jesień. Nie z powodu temperatury, bo noce bywają
wyjątkowo podłe, Raczej ze względu na ilość bodźców, która na jesień
gwałtownie się zmniejsza i jest bardziej przewidywalna, co dla takich
ludzi jak ja, jest niezwykle ważne. Zmniejsza się ilość słońca, owady
nie tną wściekle i nie zawodzą po nocach, nie łażą po ciele, a wieczory
są wolne od ciem wszelakiej maści i latających dziwadeł (ryk lecącego
borodzieja próchnika letnią nocą może przyprawić o palpitację serca).
Ptaki nie drą się o czwartej nad ranem, kiedy zbyt wcześnie wstające
słońce budzi mnie przyprawiając czasem o mdłości z niedospania.
W
ogóle znacznie mniejsza ilość ptaków powoduje, że przejście przez
wyciszony, opustoszały las należy do tych niezwykle tajemniczych, prawie
mistycznych. Nie żebym nie lubił ptaków, bo uwielbiam ich śpiew, ale
tylko niektórych. Najbardziej żurawia i trzciniaka. Ale jak się rozedrze
sroka o trzeciej, to pomóc może jedynie środek przeciwbólowy i strzelba
(dobrze, że jej nie mam). Odkrywczo muszę Wam powiedzieć, że z uwagi na
jesień, zmniejszona ilość liści oznacza, że drzewa mniej z siebie
odgłosów wydają, a las wpada w ciepłą tonację kolorów, którą bardziej
preferuję od zimnej.
Ta niesamowita cisza jest niewiarygodna.
Nawet grzybiarzy już nie ma w lasach, gdyż po pierwszych przymrozkach
nie ma czego tam zbierać. Turystów ze srającymi psami też próżno szukać,
dlatego mniej strachu, że w coś wdepnę, a sarny i zające robią pod
siebie jedynie suche bobki. Nie wiem jedynie jak wygląda kupa dzika, ale
chyba odbiegam od zachwytu nad jesienią w jakieś smrodliwe rewiry.
Jest to swojego rodzaju raj! (jesień, nie bobki) Jeśli lubisz ciszę,
spokój, złoty kolor nienachalnych promieni słonecznych, jeśli kochasz
przyrodę uspokojoną, senną, lekko pustą i nienachalną, to pogodne,
bezwietrzne jesienne popołudnia w lesie czy nad jeziorem rozładują
napięcie wewnętrzne, wyciszą i uspokoją na wiele dni. Zdecydowanie jest
to mój ulubiony sposób na poprawienie koncentracji, moje myślenie staje
się sprawniejsze i bardziej pozytywne.
Wieczory w takich
warunkach, choć przepełnione ostrym dymem z kominka, są kojącą radością.
Mam w takich momentach swoje rytuały. Zwykle jest to stary, amerykański
film i ciepły, smaczny i prosty posiłek. Tym razem na patelnię poszły
kotlety mielone z ziemniakami, a potem wybrałem oglądanie Hitchcocka
(tytuł, to Północ, północny zachód). Na jednym ze zdjęć, które zrobiłem,
znajdziecie stary zegar kominkowy i piwo, które lubię. Ma na mnie
działanie uspokajające i wyciszające (piwo, nie zegar). Sprawia, że
bodźce wokół słabną i stają się bardziej odległe. Taki wpływ ma na mnie
niewielka ilość alkoholu. Nie jest to może zbyt etyczne co piszę, ale
nie o to mi w tym blogu chodzi. Piszę Wam jaki jestem, co mnie spotyka i
co robię, żeby było mi łatwiej. Nie upijam się, bo zbyt duża ilość
procentów powoduje pojawienie się nowych bodźców, bardzo nieprzyjemnych.
A poza tym jestem fanem piw rzemieślniczych, różnych ich gatunków i
sposobów ważenia.
Wracając do tematu jesieni - pobyt w leśnym
domku w słoneczny październikowy dzień ma działanie niezwykle
terapeutyczne i traktuję go, jako ukojenie nerwów, sposób na
odreagowanie stresu. Uwielbiam las, pusty pomost nad brzegiem jeziora i
wielkie czerwone dęby. A po powrocie ze spaceru - żar kominka, gorącą
herbatę i tłustą, gorącą kolację. Kiedyś w trakcie takiego wieczoru
towarzyszyli mi liczni przyjaciele. Dzisiaj bardzo cieszę się tym co mam
głównie w samotności. :)
Te kilka zdjęć, które zrobiłem pokazuje namiastkę piękna, o którym bardzo chciałem Wam dzisiaj napisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz