Otrzymałem od Was bardzo dużo wsparcia i mnóstwo listów z życzeniami,
bardzo cennymi uwagami (również w komentarzach). Dziękuję zwłaszcza
Maciejowi Świerczyńskiemu, którego komentarz spowodował, że jeszcze tego
samego dnia znalazłem się u znakomitego specjalisty.
Niestety
wizytę odbyłem zbyt późno. W ciągu doby od wizyty dostałem bardzo silnej
autoagresji przedawkowując leki zapisane mi przez psychiatrę,
zmieszałem je z alkoholem (z badań krwi: 1,4 promila) oraz zadałem sobie
liczne powierzchowne obrażenia na całej klatce piersiowej maszynką do
golenia jednorazową. Następnie dostałem zapaści. Resztę pamiętam jak
przez mgłę, moja partnerka wezwała karetkę pogotowia, po czym otrzymałem
zastrzyk, po którym odzyskałem sporą część świadomości.
W
szpitalu badanie krwi, moczu, płukanie żołądka i kroplówka. Wszystko w
papciach i domowym ubraniu. Cały czas na korytarzu czekała na mnie moja
kobieta. Podobno spędziłem tam trzy godziny. Niestety mam traumę przed
szpitalami, bo za dziecka dużo w nich przebywałem, a także pochowałem
kilku swoich krewniaków żegnając się z nimi właśnie w szpitalach. Jako,
że w pokoju, w którym otrzymywałem kroplówkę przebywałem samemu,
postanowiłem wyrwać sobie wężyk podłączony do wenflonu i wylać wszystko
do wanny, w której wcześniej dokonywałem płukania żołądka. Niestety
strumyczek, którym leciała kroplówka sączył się bardzo powoli. Udało mi
się spuścić 3/4 zawartości. Lekarz robiący wywiad zasugerował
hospitalizację na oddziale, na co kategorycznie się nie zgodziłem
tłumacząc, że obrażenia i autoagresja miały jedynie zamienić ból
psychiczny na fizyczny i o żadnym samobójstwie nie ma mowy. Co było na
szczęście zgodne z prawdą, było na tyle przytomne i wiarygodne, że
lekarz odpuścił uznając, że nie należy pozbawiać mnie własnej woli i nie
stanowię już więcej zagrożenia dla samego siebie. W "uwolnieniu" mnie
dodatkowo pomógł fakt, że byłem wyjątkowo bystrym, świadomym i logicznym
pacjentem (to akurat zaleta zespołu Aspergera), a wywiad ze mną był dla
lekarza czystą i przyjemnością ze względu na bardzo precyzyjny sposób
wyrażania się przeze mnie.
Tydzień później wraz z moją kobietą
poszliśmy do psychiatry ponownie. Bardzo dużo oczekiwałem po tej wizycie
- wszak to psychiatra o świetnych referencjach i miałem nadzieję na
zapisanie mi silniejszych leków no cóż... przebieg rozmowy był zupełnie
inny...
Zamiast uspokoić mnie, natchnąć nadzieją i zapisać
silniejsze środki, lekarz przeraził mnie koszmarnie, aż mnie zatkało.
Otóż doradził jak najszybsze umieszczenie mnie w ośrodku zamkniętym
dopóki jeszcze nie trzeba mi odbierać własnej woli z powodu zagrożenia,
jakie stanowię dla samego siebie. Mało tego! Dodał, że konieczna jest
natychmiastowa separacja z partnerką i dystans od niej... zamurowany
siedziałem, zbladłem... Doktor trafił w moje dwa najczulsze źródła lęku:
strach przed separacją z najbliższą mi osobą i strach przed szpitalem, z
którym mam straszne skojarzenia. Nie próbował mnie uspokajać zbyt
mocno...
Bardzo szybko opuściłem gabinet, gdzie moja partnerka
została jeszcze pół godziny rozmawiać (pewnie o mnie). Zacząłem
przygotowywać sobie awaryjny plan ucieczki przed zamknięciem mnie, w grę
wchodziła nawet ucieczka do Niemiec. W drodze do domu moja ukochana
postawiła przede mną warunek: w ciągu dwóch dni sam się zgłoszę do
szpitala na zamknięcie, albo zrobi to fortelem...
Wróciłem do
domu cały rozstrzęsiony... minęła dobra godzina, zanim się pozbierałem, w
końcu polazłem do łazienki, stanąłem przed lustrem i zacząłem się sobie
przyglądać. Byłem poszatkowany, mój korpus przypominał tarkę do warzyw o
dziesiątkach czerwonych pręg, z których część zaczęła się całkiem
nieźle goić. I wtedy mnie olśniło...
Zacząłem od słów
skierowanych do siebie: "Ty durniu, ty idioto. Dałeś się zmanipulować
jak dziecko..."!! A potem słowa do doktora: "Ty cholerny manipulancie!"
Tłumaczenie: Lekarz, u którego byłem, jest przedstawicielem nurtu
poznawczo-behawioralnego. Jedną z najtrudniejszych i najbardziej
ryzykownych technik terapeutycznych jest terapia szokowa. W tym
przypadku specjalista wykorzystał na mnie metodę warunkowania
klasycznego. Skojarzył niebezpieczny dla mnie bodziec, który przynosił
mi ulgę, czyli cięcie się, z ogromnym strachem przed szpitalem i utratą
partnerki... Zakotwiczył mi strach na bodźcu tak, aby nie przynosił mi
więcej ulgi...
Od poniedziałku nic mi już nie grozi! Zacząłem
patrzeć na siebie w lustrze zupełnie w inny sposób. Polubiłem się taki,
jaki jestem. Jestem też dumny, że rany się szybko goją. Będę miał bardzo
dużo blizn, które przypominają mi, że jeśli tylko natrafię na właściwą
osobę, jestem w stanie sobie ze wszystkim poradzić i odrodzić się jak
feniks z popiołów!
PS. Zdjęcie jest autentyczne i nie jest powierzchnią planety Jowisz.