18 lut 2016

Zetknięcie aspiego z medytacją i „mindfulness”

To mój pierwszy post pisany w nowej formie bloga, więc „Wasze zdrowie” wypadałoby powiedzieć. Mniejsza z tym, niczego nie piję, jestem trzeźwiusieńki, jak skowronek wrzeszczący o poranku.

Dziś będzie o Mindfulness.

Jakiś czas temu podreptałem sobie na wykład pewnej pani z Warszawy, która przyjechała do mojego miasta poprowadzić warsztaty z mindfulnessu. Dodreptałem się po dwudziestu metrach, z samochodu pozostawionego na parkingu. Parkowanie wymagało czterech poprawek.


Pani się przedstawiła i wyjaśniła wszystkim obecnym na sali skazańcom, że mindfulness oznacza uważność, akceptację siebie, akceptację życia. Wywodzi się, jako pochodna buddyzmu i yogi (dobrze piszę, czy pomyliło mi się z jakimś misiem?), która też jest pochodną buddyzmu. Mindfulness nie ma nic wspólnego z żadną religią, ale z medytacją, kontemplacją życia takim, jakim jest, spokojem ducha i skupianiem się. Najpierw na sobie, potem na innych. Dla niektórych to ciekawe, dla mnie do czasu. Ale po kolei.

Po 5 minutach tłumaczenia przystąpiliśmy do ćwiczeń praktycznych. Pani poprosiła o zrelaksowanie się i uderzyła delikatnie młotkiem w gong o kształcie miski na owoce. Rozległ się miękki melodyjny hałas…, który po chwili zamienił się w buczenie: sprzężenie zwrotne wywołane zbyt blisko podstawionym mikrofonem do miski. Pora zrelaksować się ponownie.

Poproszony o zajęcie wygodnej pozycji niestety jej nie zająłem, bo krzesła były wybitnie niewygodne. Może to zaważyło o negatywnym wydźwięku tego, co się po chwili stało. Proszę zamknąć oczy, skupić się na włosach, twarzy. Poczuć ręce, pupę, nogi… No to wyobrażałem sobie, że się skupiam na nich. Próbowałem się w nie wczuć. Niestety nie siedziałem wygodnie i moje cztery litery zaczęły boleć. No ale ta dziwna pani z przodu kazała, więc wyobrażać sobie zacząłem co moja pupa teraz czuje. Swędziała mnie trochę i miałem ochotę się podrapać. Nie zrobiłem tego, bo trochę się wstydziłem. Przeszedłem do innej części ciała szukając świadomości i samospełnienia. Doszedłem do pleców. Wyobraziłem sobie na prośbę pani z przodu, że mam plecy bardziej, niż kiedykolwiek. Niestety w tym samym momencie również one zaczęły mnie swędzieć. Moja medytacja przekształciła się w samoświadomość swędzenia własnego ciała. 10 minut później poproszony o zaciśnięcie z całej siły dłoni na wyprostowanej ręce poczułem ból w stawach palcowych. Bo chyba za mocno ścisnąłem palce – w końcu miało być z całej siły. W dodatku paznokcie wbiły mi się w wewnętrzną część dłoni, a dawno (10 dni) ich nie obcinałem. Coś mi w dodatku chrupnęło w pięści. Postanowiłem nie słuchać do końca naszej dziwnej kobiety i zacisnąłem dłoń lżej. Inni chyba zrobili to samo, bo nie widziałem nigdzie min wykrzywionych z bólu.

Następnie odbywał się spacer ludzi świadomych i uspokojonych po sali. Było nas prawie 100 osób, sala była trochę za mała. Mieliśmy to robić z zamkniętymi oczami, ale ze względu na ryzyko kolizji, łaziłem sobie z podniesionymi powiekami omijając innych wyglądających jak ślepe zombie. Nie można było się wyciszyć, bo na podłodze był stary parkiet, który skrzypiał, jak stara szafa przeszkadzając mi się skupić na kontemplacji życia takiego, jakim jest. W pewnym momencie zacząłem akceptować parkiet, trochę brudny, stary i zniszczony. Zacząłem wyobrażać sobie, co teraz czuje i zaakceptowałem jego skrzypienie, jako element harmonijnego środowiska, które miałem poczuć.

Pomyślałem sobie, że joga i medytacja prowadzi mnie jedynie do frustracji. Skupianie się na sobie prowadzi do swędzenia, które w normalnych warunkach ignoruję (mam nadwrażliwość na dotyk). Może byłem po prostu tego dnia mało uduchowiony, może oczekiwałem bardziej wiedzy, niż odprężenia. Może potrzebuję zupełnie innych warunków – ciszy, komfortu, samotności. A może zabrakło mi jakiś środków farmakologicznych umożliwiających wejście w trans lub przejście w inny wymiar świadomości, jak robili to Indianie. Sam nie wiem, bo nie jestem ekspertem w medytacji i nigdy nie osiągnąłem nirwany. Tzn. osiągnąłem, ale tylko w przenośni.

Jedną rzecz zapamiętam. Przydała mi się. Nasza dziwna pani powiedziała, abyśmy pomyśleli sobie o naszych wrogach. Abyśmy wyobrazili sobie, że też mają emocje. Nie tylko negatywne. Że potrafią się śmiać i płakać. Że przeżywają tragedię, bo są takimi samymi ludźmi jak my. Że mają swoje frustracje, bo być może coś złego spotkało ich w przeszłości. Poprosiła, żebyśmy teraz im wybaczyli. I to chyba był strzał w dziesiątkę. Taki sposób myślenia, gdy jestem sfrustrowany czyimś zachowaniem może pomóc mi się uspokoić. To faktycznie wycisza i oddala negatywne emocje. Mam wrażenie, że teraz mniej frustrują mnie kierowcy na drodze łamiący przepisy. W momencie, gdy wymuszają na mnie pierwszeństwo, wyobrażam sobie to, co ta pani powiedziała. Chamowi w BMW to nie pomoże, ale mi pozwala się wyciszyć i przebaczyć mu. „Spieszysz się, żeby Cię nie wylali z roboty” myślę sobie. I jadę dalej spokojniejszy!

Pomyślałem sobie, że nawet w rzeczach, które nie są przeznaczone dla nas, można znaleźć jakąś wartość. Mindfulness i medytacja grupowa nie jest dla mnie. Ale gdzieś tam „pomiędzy wierszami” usłyszałem coś, co pomoże mi się uspokoić w sytuacjach, które dawniej doprowadzały mnie do szału.


13 komentarzy:

  1. Gratuluję bloga! Lubię Cię czytać, bo - nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę - masz poczucie humoru :) Ale przede wszystkim dlatego, że przedstawiasz to wszystko takie, jakie jest, nie ubarwiasz.
    Nie wiem, czy znasz książki Beaty Pawlikowskiej "W dżungli podświadomości", czytam właśnie drugą książkę z tej serii i myślę, że doskonale by Ci się przydały. A na koniec dodam, że nie tylko "aspie" mają problemy, aby wczuć się w kogoś innego, "zwykli" ludzie też na co dzień mają z tym problem. W dzisiejszych czasach jesteśmy za bardzo skupieni na sobie i swoich problemach, żyjemy w pośpiechu i umyka nam życie tu i teraz, a także ubożeją relacje międzyludzkie. Pozdrawiam gorąco i czekam na kolejne posty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam niezmiennie. A tym razem ubawiłam się do łez. Gratuluję inauguracji na blogu :). Zgadzam się z Tobą, że warto czasem pójść na coś "nie dla mnie". Nigdy nie wiadomo gdzie i od kogo dostanie się informację, której się potrzebuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie że jest blog poza fb. Niezmiennie z przyjemnością czytam, ale teraz będę mogła przesłać mojej mamie, która nie ma fb :) w dzisiejszym wpisie jest bardzo dużo mądrości, takiej zwykłej, ale podstawowej i uniwersalnej. Pozdrawiam serdecznie autora.
    Mama małego Aspiego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie że jest blog poza fb. Niezmiennie z przyjemnością czytam, ale teraz będę mogła przesłać mojej mamie, która nie ma fb :) w dzisiejszym wpisie jest bardzo dużo mądrości, takiej zwykłej, ale podstawowej i uniwersalnej. Pozdrawiam serdecznie autora.
    Mama małego Aspiego.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Skupianie się na sobie prowadzi do swędzenia" - pięknie podsumowałeś to całe newagowe pierdololo. Jednak nie można każdej grupki od samorozwoju traktować jak pomyleńców. Każde doświadczenie w jakiś sposób sprawia, że jesteśmy mądrzejsi. Z największej bzdury można wyciągnąć ciekawy wniosek i tego się trzymam. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj.
    Masz nowego fana - czyli mnie. Wprawdzie nie jestem aspem, ale mój syn jest. Czytanie Twoich wpisów pozwala mi go lepiej zrozumieć, wczuć się w jego sytuację, sposób myślenia, odbierania świata.
    Mam nadzieję, że wyrośnie (ma w tej chwili 14 lat) na tak inteligentnego i fajnego człowieka ja Ty.
    Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy i obiecuję nadrobić wcześniejsze..
    Pozdrawiam
    Radek

    OdpowiedzUsuń
  8. Wpisów na temat medytacji, nigdy nie za mało :) szczególnie tak dobrych ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń
  10. Faktycznie sama medytacja jest bardzo ważna i moim zdaniem również dobrze jest wiedzieć o niej jak najwięcej. Ja również chętnie zaglądam na stronę https://pomedytuj.pl/ gdyż to właśnie tam znajduję wiele ciekawych informacji.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój dom był wypełniony niekończącymi się problemami i nieszczęściami, które doprowadziły do ​​rozwodu, którego nigdy nie chciałam z mężem. Wszystko się załamało i poszliśmy własnymi drogami. Próbowałam iść dalej, ale było to dla mnie bardzo trudne, ponieważ nadal kochałam mojego męża, a moja córka zawsze płakała, chcąc odzyskać ojca. Nie miałem innego wyjścia, jak szukać pomocy, co skłoniło mnie do skontaktowania się z DR DAWN po zobaczeniu tylu dobrych uwag na temat jego pracy. Zapewnił mnie, że pogodzi mnie i mojego męża swoim zaklęciem pojednania, które zrobił. Cieszę się, że mogę powiedzieć wszystko, że osiągnąłem pożądany rezultat po 2 dniach, miłość i szczęście zostały przywrócone i wróciliśmy do siebie i wierzę, że to dla nas na zawsze i wszystko dzięki DR DAWN za zrobienie tak wiele dla ratowania mojej rodziny . Nigdy nie jest zbyt zajęty, by komukolwiek pomóc. Więc skontaktuj się z nim teraz, jeśli również potrzebujesz pomocy. napisz do niego teraz przez: ( dawnacuna314@gmail.com ) Whatsapp: +3550685677099 / +2349046229159 Ten komentarz z uznaniem pochodzi od Julii Lorenzo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Psychologia to mapa emocji, której używamy do odkrywania siebie. Każde spotkanie z psychologiem to krok ku lepszemu zrozumieniu, akceptacji i równowadze wewnętrznej.
    https://instytutarete.pl/

    OdpowiedzUsuń