Drodzy ludzie,
znowu wsiadłem do Pendolino pędzącego do Warszawy. Tym razem nie kotłuje mi się w żołądku, bo jadę z kolegą, który pilnuje terminów z biletu. Ciekawa sytuacja nastąpiła...
Siedzimy w warsie, ja się zajadam jajecznicą (całkiem smaczną) i wygrzebuję dwa brudy ze swojej szklanki, które pływają po powierzchni. Do warsu wchodzi jegomość, dość znana osoba w kręgu szkoleń i osób szkolących. Znana zarówno mi, jak i mojemu koledze, który nie ma odwagi powiedzieć mu, że go zna. Z oczywistych względów ja też nie mam na to odwagi.
Obaj (mój kolega i ten znany jegomość) zamykają się w swoim świecie fejsbuka i zaczynają szurać paluszkami po szybkach. Jeden (ten bardziej znany) pisze, że jedzie w warsie do warszawy. ten drugi wchodzi na profil tego pierwszego i pisze, że też go widzi i pozdrawia. Ten pierwszy odpisuje: "haha". Ja to wszystko czytam... potem spoglądam na ich twarze... żadnemu brewka nawet nie tykła. Nic, zero. Kamienne twarze, niewzruszone słupy soli.
Wniosek? Ludzie mają coraz bardziej bogate życie wewnętrzne! ;)
Ale że nawet brewka nie drgnęła??
OdpowiedzUsuńAlbo choroba, albo brak kultury, albo moze stara juz jestem?
OdpowiedzUsuńw moich czasach, ludzioom, ktorych znalo sie "z widzenia" mowilo sie po prostu niezobowiazujace "dzien dobry".
No tak, i kto tu ma autyzm? Chyba współczesny świat :D
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa...
UsuńMiędzyludzka współczesna rzeczywistość...
OdpowiedzUsuń