W swoim małym, kruchym życiu postanowiłem dziś spełnić swój
obowiązek obywatelski i podreptałem na wybory. Piechotą, a nie tak jak
zwykle w ruchomej komorze bezpieczeństwa fizycznego i psychicznego, jaką
jest mój samochód. Oglądałem drzewa, wąchałem jesienny zapach
opadających liści, podziwiałem stalowe niebo, które oszczędziło mi
przykrości z wyjątkiem kilku lekkich kropelek.
Z równowagi wyprowadziły mnie dopiero psie gówna. Są one niczym wrzód na dupie. Nawet
gorzej, bo zapachu wrzodu na dupie nie poczujesz z racji jego
lokalizacji (założywszy, że mówimy o swojej własnej dupie), a świeżego
gówna - owszem. I cały spacer nagle zamienił się w szukanie gówien na
chodniku. No bo jak jedno dało o sobie znać, to zacząłem się od razu
zastanawiać, czy nie przeoczę gdzieś kolejnego. Mam z tym problem -
strach przed wejściem w gówno jest dla mnie wielki - to chyba
(subiektywnie) największa szkoda, jaka mnie może na ulicy spotkać, nie
licząc oczywiście śmierci lub pokrewnych zdarzeń.
I właśnie dlatego dzisiejsze wybory będą mi się kojarzyć właśnie z
gównem, które zwyciężyło w mojej głowie i zdominowało mi mój spokojny,
niedzielny spacer chodnikiem po jesiennych, różnokolorowych liściach.
Nie wiem jak to nazwać. Fekaliofobia? Kałofilia?
W każdym razie dosyć już o gównianych sprawach. Dotarłem do uroczego lokalu wyborczego mieszczącego się w przedszkolu miejskim, podpisałem listę ze swoim nazwiskiem do góry "nogami", a potem postawiłem dwa krzyżyki i włożyłem swoją książeczkę do tekturowego pudła.
O wstępnych wynikach dowiedziałem się z internetu, znajomi szaleją na fejsbuku, jak na meczu Polska-Niemcy. Jedni wrzeszczą, że uciekają z naszego pięknego kraju, a inni wrzeszczą o długo oczekiwanym zwycięstwie normalności.
Ja po dzisiejszym dniu mam tylko dwa oczekiwania wobec nowych (starych) rządzących. Po pierwsze - żeby nie wypowiadać wojny Rosjanom, a po drugie - żeby zająć się gównami na chodnikach. Obie kwestie są dla mnie ważne, aby budować swój wewnętrzny spokój i harmonię...
W każdym razie dosyć już o gównianych sprawach. Dotarłem do uroczego lokalu wyborczego mieszczącego się w przedszkolu miejskim, podpisałem listę ze swoim nazwiskiem do góry "nogami", a potem postawiłem dwa krzyżyki i włożyłem swoją książeczkę do tekturowego pudła.
O wstępnych wynikach dowiedziałem się z internetu, znajomi szaleją na fejsbuku, jak na meczu Polska-Niemcy. Jedni wrzeszczą, że uciekają z naszego pięknego kraju, a inni wrzeszczą o długo oczekiwanym zwycięstwie normalności.
Ja po dzisiejszym dniu mam tylko dwa oczekiwania wobec nowych (starych) rządzących. Po pierwsze - żeby nie wypowiadać wojny Rosjanom, a po drugie - żeby zająć się gównami na chodnikach. Obie kwestie są dla mnie ważne, aby budować swój wewnętrzny spokój i harmonię...