23 lip 2014

Nieprzewidywalność, czyli wychodzenie poza schematy.

Zaobserwowałem, że dla jednych ludzi jestem "dziwny", gdy naśladuję schematy zachowań innych ludzi nie będąc w stanie "być sobą" (cokolwiek to znaczy). Dla innych ludzi jestem jeszcze bardziej "dziwny", gdy zaczynam wychodzić poza... schematy funkcjonujące w społeczeństwie. Niestety nie rozumiem "wyjścia poza schemat"... Dlatego zrobiłem sobie krótką analizę:

Prawdopodobnie chodzi o schemat zachowania się w różnych sytuacjach. Jeśli postępuję jak należy, zwyczajowo, powtarzalnie, wówczas niektórzy są zdania, że nie wychodzę poza schematy. Jednak kiedy robię coś niestandardowo, reaguję czy zachowuję się inaczej, niż zwykle, niezgodnie z normami, wówczas wychodzę poza schematy. Jednak niestety coś mi się nie zgadza....

  1. Jeśli ubrałbym się w damską garderobę i wyszedłbym na ulicę, wyszedłbym poza pewną normę przyjętą dla mojej płci. Ale czy na pewno? Damskie ubranie u faceta plus broda, to przecież symbole narodowe Austrii, a u nas posłanka Grodzka też jest mężczyzną. W takim razie dalej tkwiłbym w schemacie, tyle że rzadziej stosowanym przez transwestytów czy dragqueen.
  2. Jeśli w kolejce u lekarza człowiek za mną zaczyna kłamać, że on był tu pierwszy, a ja bym nawrzeszczał do niego robiąc głośną awanturę na cały korytarz, to wyszedłbym ze schematu. Na pewno? Przecież wówczas wpisywałbym się w schemat agresywnego, niecierpliwego człowieka, prawda?
  3. Jeśli wyszedłbym na spacer przez miasto podśpiewując sobie pod nosem i od czasu do czasu gadając coś do siebie, wyszedłbym ze schematu ogólnie przyjętych norm. Ale czy czasem nie wpisałbym się w schemat dziwaka, którego lepiej omijać szerokim łukiem?

Czy wychodzenie ze schematów nie jest czasem przechodzeniem w inne schematy? Czy nie jest próbą wpisania się w nowy, niestandardowy dla mnie schemat? Nietypowy dla znajomych, bliskich i dla otoczenia?

Niektórzy młodzi ludzie myślą, że ich zachowanie jest szalenie oryginalne, wychodzące daleko poza ogólnie przyjęte schematy: noszą spodnie z krokiem na wysokości kolan, odsłaniając swoje majty. Robią sobie tatuaże, noszą głośnogrające komórki z tandetnym i brzydkim brzmieniem hiphopowych pieśni. Noszę czapki z daszkiem skręconym o 90 stopni, a także dźwięczne łańcuchy. Palą papierosy zapluwając chodnik wokół siebie, a czasem także spodnie i buty. Tyle tylko, że to nic innego, jak schemat, który jest nazywany gimbazą, skejciarstwem itp.

Czy w ogóle możliwe jest wyjście poza schemat? Moim zdaniem jeśli już z niego wyjdziesz, zawsze się znajdzie ktoś, kto i na Ciebie znajdzie szufladkę, w której Twoje zachowanie będzie dopasowane do kolejnego "schematu".

12 lip 2014

Z jakim zwierzęciem warto przebywać i dlaczego? Czyli żywy inwentarz dla Aspiego

(miłośników zwierząt gorąco namawiam do nieczytania tego postu, bo mnie znienawidzicie)

Lubię samotność, ciszę, spokój, czas na przemyślenia i relaks. Najlepiej w lesie, nad jeziorem, z ładnymi widokami. Zawsze mam wtedy czas na swoje przemyślenia. Ostatnio właśnie zastanawiałem się nad tym, z jakimi zwierzętami miałem do czynienia.

Zwierzęta: mają zasadniczą słabość: moim zdaniem niewiele rozumieją, a już na pewno nie są partnerami do dyskusji i dzielenia się przemyśleniami. Mają też zaletę: są na tyle głupie, że możesz zrobić przy nich właściwie wszystko, rzucić najgorszą obelgę pod dowolnym adresem i nie obróci się to przeciwko Tobie. ;) To bardzo ważne w moim przypadku! ;)

a) pies? Raczej niewiele rozumie pomimo, że chyba bardzo by chciał. Czasem nawet robi adekwatne miny do Twojego nastroju, ale jedyne co może dać, to śliniastego liza. Wykorzystanie: głównie na rany i zadrapania (fizyczne rzecz jasna). Gdy jesteś zmarźlakiem, pełni tą samą funkcję co kołdra, z tą różnicą, że kołdra zawiera mniej pasożytów, roztoczy i brudu. Jego czystość i higiena leży całkowicie po Twojej stronie.

b) kot? Robi wrażenie, jakby wszystko rozumiał, ale jego motywy z tego co widzę są bardzo prymitywne: żarcie albo podrapanie w jego ulubione miejsce. Bywa zazdrosny, oburzony, a te bardziej oswojone lubią się kłaść odbytem blisko twarzy. Są nieuważne i gdy pozwolisz im na zbyt wiele, musisz wyjmować kłaki z jedzenia, które gotujesz. Pozytywne emocje u kota łączą się tylko i wyłącznie z jego błogostanem. Mistrz egoizmu ;) Wykorzystanie: całkiem skuteczny na muchy, sprząta nieświeże mięso, zaprzyjaźniony z Tobą spełni funkcję grzejnika.

c) królik? Podobno potrafi myśleć, ale nigdy tego nie zauważyłem. Ma talent do niszczenia Twoich najlepszych ubrań i przegryzania kabli. Potrafi zjeść więcej niż Ty, a jego ugryzienia są bolesne. Na szczęście ma fantastyczny smak, którym nadrabia wszystkie swoje wady. Wymaga sporych umiejętności kulinarnych, aby był miękki i rozpływający się w ustach.

d) chomik? Z racji jego głupkowatej miny, jest bardzo lubiany przez dzieci. Dzięki zwinności małpy i akrobatycznym popisom jest doskonałym oderwaniem od rzeczywistości pod warunkiem, że nie sypiasz nocami. W dzień kompletnie nieprzydatny. Jeśli w nocy robisz to, co większość ludzi, a w sypialni masz chomika i nie masz zbyt twardego snu, znienawidzisz chomika bardziej, niż śmierdzącego dresiarza, który prosi Cię o 70 groszy na piwo.

e) koń? To bardzo piękne, majestatyczne zwierzę. Traci ze swojego uroku dopiero wtedy, gdy zbliżysz się do niego i poczujesz zapach potu. Wbrew pozorom, zęby konia wcale nie są groźne, w odróżnieniu od jego (przepraszam) d*py. Tam nigdy nie wolno podchodzić. Koń to najniebezpieczniejszy pojazd świata. Z nikim nie podpisywał umowy, że nie dostanie szajby. Przy spokojnej jeździe nie jest lepiej. Jeśli masz coś z biodrami, miednicą lub kręgosłupem, koń bardzo szybko Ci o tym przypomni. Dobry dla ludzi o wysokim poziomie autoagresji.

f) kanarek? Jest śliczny, da się oswoić, a niektóre osobniki wydzielają z siebie dźwięki, które są przez wielu odbierane jako piękny śpiew. Jeśli mieszka razem z Tobą w sypialni, masz gwarancję, że rano nigdzie nie zaśpisz zakładając, że masz lekki sen. Straszny śmieciarz, robi gdzie popadnie, poza swoją klatką jest zagrożeniem sam dla siebie.

O innych zwierzętach nie miałem przemyśleń, a z sześciu powyższych najlepsze właściwości towarzyskie spełnia raczej pies. Niestety niektóre gatunki interesują się odchodami i błotem, śmierdzą i brudzą na potęgę. Inne gatunki są "trudne do tresury", co oznacza po prostu, że są niezmiernie głupie, a także agresywne. Ciekaw jestem jakie rasy są Waszym zdaniem w miarę czyste, ciche i mało agresywne?


11 lip 2014

Wizyta w kinie...

A więc tak jak w tytule postu - wybrałem się do kina... Konkretnie na czwartą część Transformers - bajkę z mojego dzieciństwa przerobioną na hiperwysokobudżetowy film. Nie wiem o czym był dokładnie, nie pamiętam szczegółów fabuły i nie wiem czy mogę go komukolwiek polecić. Już wyjaśniam czemu:

od wejścia na salę i znalezieniu swojego miejsca zaczęły się reklamy trwające ok. 25 minut. Zbyt głośne, zbyt krzykliwe. Gdy już myślałem, że film się zaczyna, okazywało się, że to inne filmy i ich reklamy. Równie głośne, równie krzykliwe. Ok, wyłączyłem się z powodu nadmiaru bodźców - zawsze tak robię, pod warunkiem, że bodźce nie są dla mnie zagrożeniem.

Film się zaczął. Z uwagą zacząłem śledzić sceny, ich dokładność, ilość szczegółów, rozdzielczość, konstrukcje dziwnych robotów, które zmieniały się w samochody. Próbowałem znaleźć wspólne cechy robota przed transformacją i po transformacji - blachy, oznaczenia na masce, ramiona w alufelgach, kształty szyb, końcówki rur wydechowych....

Niestety ujęcia filmu trwały sekundę, dwie po czym diametralnie się zmieniały. Przez tą sekundę ilość szczegółów widocznych na ekranie była zatrważająca, nie do ogarnięcia. Do tego bardzo głośne odgłosy. Setki, tysiące szczegółowych ujęć, miliony klatek informacji, zacząłem się powoli wyłączać. Zgubiłem gdzieś kilka wątków, z niepokojem czekając na kolejne salwy i wybuchy. Dynamicznie poruszające się postacie robotów i ludzi zaczęły mi się mieszać.

Po ponad 2,5h ładowania w siebie bodźców, wyszedłem z kina... pijany, oszołomiony, ogłupiały. Wsiąść za kierownicę w takim stanie? Nie ma mowy. Czułem się tak zmęczony treścią ładowaną wprost do mojego mózgu, że nie miałem siły nawet przemyśleć, czy mi się podobało.

Na drugi dzień mało co pamiętałem, a ilekroć próbuję sobie przypomnieć o czym był film, czuję ciężar przytłaczających mnie bodźców i lekki ból głowy na samą myśl o nim. ;)
 
PS. w spokojniejszych scenach udało mi się dostrzec jakiegoś łysolca w okularach, który aktorsko jako jedyny nie był "drewnianym kołkiem"