Pojawił się kryzys. Pewność siebie zeszła na plan dalszy, nie czuję
się ani doceniany, ani kompetentny tu gdzie pracuję. Jestem raczej
wyszydzany - pół żartem, pół serio - za swoje roztargnienie, dosłowność,
dziwne pytania z oczywistymi odpowiedziami. Sprawiam wrażenie
inteligentnego, ale gubię się w prostych, organizacyjnych rzeczach.
Młodsi ode mnie pracownicy zaczynają mnie pouczać nieomal w każdym
szczególe mojej pracy - głównie ze względu na dość specyficzny sposób formułowania przeze mnie wypowiedzi.
Nie mam stałej umowy - nie jestem pewien swojej przyszłości w miejscu, w którym pracuję. Kładę uszy po sobie i staram się robić swoje. Nie awanturuję się, nie kłócę, nie pyskuję, przyjmuję wszystko na siebie. Jak ktoś coś ode mnie chce, robię to. Gdyby ktoś poprosił mnie o nadstawienie ryja, bo ma ochotę się wyżyć, prawdopodobnie zrobiłbym to. Ogólnie wykonuję pracę stażystki, tylko za 3 x większe wynagrodzenie. Czuję, że moje kompetencje się marnują. Często siedzę w domu po powrocie nad pracą, bo w biurze nie jestem w stanie niczego zdążyć. Żartobliwie zostałem nazwany fetorem (na wzór postaci z "Gry o Tron" i jego oddańczo-służalczej roli), ale mnie te żarty przestają śmieszyć.
Nie wiem jak się skutecznie bronić, bo niestety gdy zaczynam to robić, zawsze robię krzywdę psychiczną drugiej osobie i rozpędzam wojnę wokół, na której są ofiary. Nie chcę nikogo atakować, skarżyć, zwracać uwagę, bo to spowoduje, że utracę ostatnią swoją zaletę, jaką jest usłużność i wykonywanie wszystkiego, o co zostanę poproszony.
Na razie nie opuściłem ani jednego dnia, nie spóźniam się, pracuję po godzinach, staram się robić (z różnym skutkiem) wszystkie zadania mi przydzielone. Niestety czuję niezadowolenie ze strony szefowej tym, że nie nadążam z wykonywaniem swoich obowiązków (swoją drogą mam ich dwa razy więcej, niż powinienem - z braku pracowników). Zarabiam jej zdaniem za dużo w porównaniu z tym, co robię. Stwierdzam, że muszę znaleźć inną pracę, zanim skończy mi się umowa we wrześniu. Jedyna pociecha, że zarabiam znacznie więcej, niż inni. Ale co z tego, skoro to co umiem tutaj kompletnie się nie liczy.
Kilka słów o "fetorze". Zostałem tak żartobliwie nazwany przez kolegę pracy na wzór postaci z "Gry o tron", która została okaleczona, następnie poprzez upokorzenia i pranie mózgu kompletnie podporządkowana swojemu panu. Kolega przyznał, że jest we mnie coś prowokującego z tej postaci. Coś, co sprawie, że "prowokuję do tego, aby mi dokuczać". Hm... zabawne... to już dawno przestało być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz