Czas przyspieszył.
Siedzę sobie cichutko w ukryciu, nie
jestem w stanie się skoncentrować zbyt mocno na jednej czynności, nie
mówiąc już o kilku. Patrzę się co jakiś czas wnikliwie przez okno na
przejeżdżające samochody...
... Po chwili odwracam głowę z
powrotem w ekran komputera. "Chwila" patrzenia przez okno trwała 20
minut. Zabieram się do zrobienia ważnej rzeczy. Przygotowania trwały 1,5
godziny! Idę za potrzebą do łazienki. Po wyjściu stwierdzam, że minęła
godzina! Spoglądam na zegarek. Wstałem o 6.50. Jest 11.30. Czas
gwałtownie przyspieszył.
Zapętlony utwór leci z głośników po raz
szesnasty. Wiem to, bo sam po zakończeniu przestawiam znów na jego
początek. Wizyta w domu rodzinnym. Bliscy coś do mnie mówią. Sam nie
wiem co, bo nie jestem w stanie niczego zapamiętać. Wszystko przechodzi
jak przez sito. Niektórzy nie wierząc w moje przytakiwanie głową pytają,
czy zrozumiałem. Po chwili odpowiadam, że nie, co powoduje
zniecierpliwione westchnięcie u rozmówcy. Ktoś ma do mnie pretensje, że
"inaczej się umawialiśmy". Nie zaprzeczam, bo sam niewiele pamiętam z
rozmowy sprzed tygodnia. Po chwili okazuje się jednak, że to jednak nie
mi została przekazana ważna informacja. Rozmówcy jest głupio... Czujnie
sprawdza, czy nie jestem zły. Nie jestem. W głowie ciągle mi gra
zapętlony utwór, którego kilka godzin wcześniej słuchałem szesnaście
razy.
Jedyny czego pragnę, to powrócić do niego. W trakcie jego
słuchania potrafię czuć wzruszenie, uniesienie i nostalgię. Często
płaczę przy muzyce. Wstydzę się tego, bo to co dla mnie jest głębokim
uniesieniem i wyciskaczem łez, dla innych jest jedynie "fajnym
kawałkiem" lub hałasem. Jutro znów go sobie puszczę, jak nikt nie będzie
słuchał. Zaraz... już jest jutro, bo minęła północ. Zegarek
przyspieszył... Nie jestem w stanie ogarnąć umysłem, dlaczego tak
szybko. Chyba za głośno na mocne puszczenie mojego utworu o tej porze.
Słucham go na sprzęcie stereo, który kolekcjonowałem przez 10 lat.
Kilkanaście tysięcy złotych wydanych oszczędności. Kilkadziesiąt
kombinacji kabli, wzmacniaczy, odtwarzaczy, kolumn. Setki godzin
odsłuchu. Setki płyt w kolekcji...
Wizyta u rodziny. Pytanie do
mamy, dlaczego nie chce kupić sobie sprzętu do słuchania. "Mam go kupić
sobie po to, żebyś Ty mógł słuchać, tak"? Odpowiedziałem zgodnie z
prawdą, że tak, na co usłyszałem tylko kąśliwą uwagę ojca o
zdziecinnieniu. Chcę już wrócić do siebie i słuchać dalej mojej muzyki.
Chcę znów sobie zapętlić utwór, który gra w mojej głowie. Chcę znów
widzieć dźwięk. Chcę, by leciała mi ślina i łzy, gdy słucham zapętlonego
utworu. Nie z "Youtuba", do którego link Wam wkleiłem. Muzyka z
internetu jest skompresowana, co oznacza pogorszenie jakości w
stereofonii i w zakresie górnego rejestru brzmienia. Chcę czysty,
nieskompresowany dźwięk z mojej płyty CD. Bez zniekształceń.
Obok biega kot. Tupie nogami o panele, bawi się korkiem od wina, który
podskakuje na twardej podłodze. Każde uderzenie, to nagły jaśniejący
obraz w mojej głowie i coraz większy ból. To ślady szumienia pozostające
w głowie, jak echo... Nasiliły mi się objawy nadwrażliwości na dźwięki.
Za chwilę zgrzyt gniecionej torebki foliowej po zakupach. I
rozdzierający syczący ból w lewej części skroni. Rozsypywany po panelach
piasek z kuwety... Uczucie, jakby mi ktoś wsypał ten piasek prosto do
ucha. Narasta we mnie agresja i ból. Coś we mnie zaczyna wyć. Wewnątrz w
środku, ale przedostaje się powoli na zewnątrz. Zaraz będzie wrzask.
Mój wrzask. Nie wytrzymam. Znów zerknięcie na zegarek. Minęło pół
godziny tortur. Znów wracam do mojego utworu. Znowu leci. Wystraszyłem
kota. Nienawidzę go. Wreszcie przestał hałasować. Zabrałem mu korek.
Nareszcie jest cicho. Zapętlony utwór doszedł do apegeum, w którym tym
razem łzy i ślina lecą mocniej niż wcześniej. Co za ulga! Działa jak
środek uspokajający! Tylko coś mnie boli w klatce piersiowej. I ręce
drżą. Zaraz położę się spać. Jestem zmęczony. Chcę odpocząć. Chcę poczuć
się szczęśliwy...
Nie tylko jak puszczę sobie mój utwór...
Jeśli po przebudzeniu gra mi w głowie jakaś melodia, nie oprzytomnieję tak do końca, jeśli nie usłyszę jej w rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie o sobie komuś, kto nie będzie się niczemu dziwił, nie oznacza znalezienia bratniej duszy – każdy jest zamknięty za swoją własną szybą.