W ostatnim dniu tego ohydnego roku, aspie postanowił, że się
przełamie i pojechał późnym wieczorem do centrum jednego z najbardziej
modnych miast w Polsce.
Aby ustrzec się przed strasznym hałasem i
zamknięciu się w sobie, naciągnąłem czapkę mocno na uszy odcinając się w
ten sposób od zbyt ostrych dźwięków. Jako że temperatura nie
rozpieszczała, przeprosiłem się z dawna nieużywanymi kalesonami,
podwójnym swetrem i moimi ulubionymi butami na zimę, które od wielu
lat noszę, a one w niezmordowanym stanie wciąż mi służą. Bardzo je
lubię - są wygodne i mają mięciutką wyściółkę wewnątrz. Po ich zdjęciu z
nóg, zawsze wkładam końcówki sznurowadeł do środka, aby nie dotknęły
brudnej podłogi.
Pierwszy raz w życiu sylwestra spędziłem wśród wielu nieznanych ludzi, w tłumie, który niechcący spotkałem w docelowym dla mnie miejscu. Dowiedziałem się, że wszyscy czekają na pokaz sztucznych ogni, więc postanowiłem że zostanę. Głównie dlatego, że w miejscu, w którym czekałem było spokojnie, ludzie nie szaleli. Przyszli pooglądać fajerwerki i nie mieli ze sobą rakiet, petard, nie wrzeszczeli pijackich piosenek. Nie chciałem też wracać na główną ulicę, bo tam już tłukło się szkło po chodnikach. Więc przycupnęliśmy sobie w zacisznym miejscu i czekaliśmy na rozpoczęcie kanonady.
Okazało się, że kolorowe pióropusze wybuchały tuż nad nami, więc pokaz okazał się bardzo widowiskowy. Na szczęście wszyscy wokół ucichli, mogłem się bez reszty, w ciemnościach oddać obserwacji. Dymu pachnącego siarką było tak dużo, że ubranie mi prześmierdło, a do oczu wdarł się popiół i jakieś resztki tego, co pozostało po wybuchach. Ale bardzo mi się podobało! Aż się uśmiechnąłem. I to na zewnątrz, nie w środku siebie! :)
W drodze powrotnej trzeba było omijać resztki rozbitych butelek i uważać na zataczające się osoby, ale mimo wszystko było dość kulturalnie jak na sytuacje, które miałem w pamięci.
Dziękuję Wam wszystkim za to, że mnie wspieraliście na duchu przez ostatnie kilkanaście miesięcy. To był najgorszy okres w moim życiu, miałem bardzo złe zamiary względem siebie, a ilość nieprzyjemnych i zbyt mocnych rzeczy, które pozwoliłem do siebie dopuścić, przekroczyła moją wytrzymałość. Kiedy już nie miałem żadnego celu, to Wasze komentarze, rady, pytania i zainteresowanie mną sprawiały, że w stanie odurzenia i głębokiej depresji, uruchamiałem komputer, pisałem, a potem... czekałem na kontakt z moim światem, do którego zaczęliście należeć. To mi umożliwiło powrót...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz