To mój pierwszy post pisany w nowej formie bloga, więc „Wasze
zdrowie” wypadałoby powiedzieć. Mniejsza z tym, niczego nie piję, jestem
trzeźwiusieńki, jak skowronek wrzeszczący o poranku.
Dziś będzie o Mindfulness.
Jakiś czas temu podreptałem sobie na wykład pewnej pani z
Warszawy, która przyjechała do mojego miasta poprowadzić warsztaty z
mindfulnessu. Dodreptałem się po dwudziestu metrach, z samochodu pozostawionego
na parkingu. Parkowanie wymagało czterech poprawek.
Pani się przedstawiła i wyjaśniła wszystkim obecnym na sali skazańcom,
że mindfulness oznacza uważność, akceptację siebie, akceptację życia. Wywodzi
się, jako pochodna buddyzmu i yogi (dobrze piszę, czy pomyliło mi się z jakimś
misiem?), która też jest pochodną buddyzmu. Mindfulness nie ma nic wspólnego z
żadną religią, ale z medytacją, kontemplacją życia takim, jakim jest, spokojem ducha i
skupianiem się. Najpierw na sobie, potem na innych. Dla niektórych to ciekawe,
dla mnie do czasu. Ale po kolei.
Po 5 minutach tłumaczenia przystąpiliśmy do ćwiczeń praktycznych.
Pani poprosiła o zrelaksowanie się i uderzyła delikatnie młotkiem w gong o
kształcie miski na owoce. Rozległ się miękki melodyjny hałas…, który po chwili
zamienił się w buczenie: sprzężenie zwrotne wywołane zbyt blisko podstawionym
mikrofonem do miski. Pora zrelaksować się ponownie.
Poproszony o zajęcie wygodnej pozycji niestety jej nie
zająłem, bo krzesła były wybitnie niewygodne. Może to zaważyło o negatywnym
wydźwięku tego, co się po chwili stało. Proszę zamknąć oczy, skupić się na
włosach, twarzy. Poczuć ręce, pupę, nogi… No to wyobrażałem sobie, że się
skupiam na nich. Próbowałem się w nie wczuć. Niestety nie siedziałem wygodnie i
moje cztery litery zaczęły boleć. No ale ta dziwna pani z przodu
kazała, więc wyobrażać sobie zacząłem co moja pupa teraz czuje. Swędziała mnie trochę i miałem ochotę się podrapać. Nie zrobiłem tego, bo
trochę się wstydziłem. Przeszedłem do innej części ciała szukając świadomości i
samospełnienia. Doszedłem do pleców. Wyobraziłem sobie na prośbę pani z przodu, że
mam plecy bardziej, niż kiedykolwiek. Niestety w tym samym momencie również one zaczęły mnie swędzieć.
Moja medytacja przekształciła się w samoświadomość swędzenia własnego ciała. 10
minut później poproszony o zaciśnięcie z całej siły dłoni na wyprostowanej ręce
poczułem ból w stawach palcowych. Bo chyba za mocno ścisnąłem palce – w końcu
miało być z całej siły. W dodatku paznokcie wbiły mi się w wewnętrzną część
dłoni, a dawno (10 dni) ich nie obcinałem. Coś mi w dodatku chrupnęło w pięści.
Postanowiłem nie słuchać do końca naszej dziwnej kobiety i zacisnąłem dłoń lżej.
Inni chyba zrobili to samo, bo nie widziałem nigdzie min wykrzywionych z bólu.
Następnie odbywał się spacer ludzi świadomych i uspokojonych
po sali. Było nas prawie 100 osób, sala była trochę za mała. Mieliśmy to robić
z zamkniętymi oczami, ale ze względu na ryzyko kolizji, łaziłem sobie z podniesionymi
powiekami omijając innych wyglądających jak ślepe zombie. Nie można było się
wyciszyć, bo na podłodze był stary parkiet, który skrzypiał, jak stara szafa
przeszkadzając mi się skupić na kontemplacji życia takiego, jakim jest. W
pewnym momencie zacząłem akceptować parkiet, trochę brudny, stary i zniszczony.
Zacząłem wyobrażać sobie, co teraz czuje i zaakceptowałem jego skrzypienie,
jako element harmonijnego środowiska, które miałem poczuć.
Pomyślałem sobie, że joga i medytacja prowadzi mnie jedynie
do frustracji. Skupianie się na sobie prowadzi do swędzenia, które w normalnych
warunkach ignoruję (mam nadwrażliwość na dotyk). Może byłem po prostu tego dnia
mało uduchowiony, może oczekiwałem bardziej wiedzy, niż odprężenia. Może potrzebuję zupełnie innych warunków – ciszy, komfortu, samotności.
A może zabrakło mi jakiś środków farmakologicznych umożliwiających wejście w
trans lub przejście w inny wymiar świadomości, jak robili to Indianie. Sam nie
wiem, bo nie jestem ekspertem w medytacji i nigdy nie osiągnąłem nirwany. Tzn.
osiągnąłem, ale tylko w przenośni.
Jedną rzecz zapamiętam. Przydała mi się. Nasza dziwna pani
powiedziała, abyśmy pomyśleli sobie o naszych wrogach. Abyśmy wyobrazili sobie,
że też mają emocje. Nie tylko negatywne. Że potrafią się śmiać i płakać. Że
przeżywają tragedię, bo są takimi samymi ludźmi jak my. Że mają swoje
frustracje, bo być może coś złego spotkało ich w przeszłości. Poprosiła,
żebyśmy teraz im wybaczyli. I to chyba był strzał w dziesiątkę. Taki sposób
myślenia, gdy jestem sfrustrowany czyimś zachowaniem może pomóc mi się
uspokoić. To faktycznie wycisza i oddala negatywne emocje. Mam wrażenie, że
teraz mniej frustrują mnie kierowcy na drodze łamiący przepisy. W momencie, gdy
wymuszają na mnie pierwszeństwo, wyobrażam sobie to, co ta pani powiedziała.
Chamowi w BMW to nie pomoże, ale mi pozwala się wyciszyć i przebaczyć mu. „Spieszysz
się, żeby Cię nie wylali z roboty” myślę sobie. I jadę dalej spokojniejszy!
Pomyślałem sobie, że nawet w rzeczach, które nie są
przeznaczone dla nas, można znaleźć jakąś wartość. Mindfulness i medytacja
grupowa nie jest dla mnie. Ale gdzieś tam „pomiędzy wierszami” usłyszałem coś,
co pomoże mi się uspokoić w sytuacjach, które dawniej doprowadzały mnie do
szału.
Gratuluję bloga! Lubię Cię czytać, bo - nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę - masz poczucie humoru :) Ale przede wszystkim dlatego, że przedstawiasz to wszystko takie, jakie jest, nie ubarwiasz.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy znasz książki Beaty Pawlikowskiej "W dżungli podświadomości", czytam właśnie drugą książkę z tej serii i myślę, że doskonale by Ci się przydały. A na koniec dodam, że nie tylko "aspie" mają problemy, aby wczuć się w kogoś innego, "zwykli" ludzie też na co dzień mają z tym problem. W dzisiejszych czasach jesteśmy za bardzo skupieni na sobie i swoich problemach, żyjemy w pośpiechu i umyka nam życie tu i teraz, a także ubożeją relacje międzyludzkie. Pozdrawiam gorąco i czekam na kolejne posty :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUwielbiam niezmiennie. A tym razem ubawiłam się do łez. Gratuluję inauguracji na blogu :). Zgadzam się z Tobą, że warto czasem pójść na coś "nie dla mnie". Nigdy nie wiadomo gdzie i od kogo dostanie się informację, której się potrzebuje.
OdpowiedzUsuńŚwietnie że jest blog poza fb. Niezmiennie z przyjemnością czytam, ale teraz będę mogła przesłać mojej mamie, która nie ma fb :) w dzisiejszym wpisie jest bardzo dużo mądrości, takiej zwykłej, ale podstawowej i uniwersalnej. Pozdrawiam serdecznie autora.
OdpowiedzUsuńMama małego Aspiego.
Świetnie że jest blog poza fb. Niezmiennie z przyjemnością czytam, ale teraz będę mogła przesłać mojej mamie, która nie ma fb :) w dzisiejszym wpisie jest bardzo dużo mądrości, takiej zwykłej, ale podstawowej i uniwersalnej. Pozdrawiam serdecznie autora.
OdpowiedzUsuńMama małego Aspiego.
"Skupianie się na sobie prowadzi do swędzenia" - pięknie podsumowałeś to całe newagowe pierdololo. Jednak nie można każdej grupki od samorozwoju traktować jak pomyleńców. Każde doświadczenie w jakiś sposób sprawia, że jesteśmy mądrzejsi. Z największej bzdury można wyciągnąć ciekawy wniosek i tego się trzymam. :)
OdpowiedzUsuńWitaj.
OdpowiedzUsuńMasz nowego fana - czyli mnie. Wprawdzie nie jestem aspem, ale mój syn jest. Czytanie Twoich wpisów pozwala mi go lepiej zrozumieć, wczuć się w jego sytuację, sposób myślenia, odbierania świata.
Mam nadzieję, że wyrośnie (ma w tej chwili 14 lat) na tak inteligentnego i fajnego człowieka ja Ty.
Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy i obiecuję nadrobić wcześniejsze..
Pozdrawiam
Radek
Znalazłam w słowach siebie:)
OdpowiedzUsuńWpisów na temat medytacji, nigdy nie za mało :) szczególnie tak dobrych ;)
OdpowiedzUsuńDawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuńFaktycznie sama medytacja jest bardzo ważna i moim zdaniem również dobrze jest wiedzieć o niej jak najwięcej. Ja również chętnie zaglądam na stronę https://pomedytuj.pl/ gdyż to właśnie tam znajduję wiele ciekawych informacji.
OdpowiedzUsuńMój dom był wypełniony niekończącymi się problemami i nieszczęściami, które doprowadziły do rozwodu, którego nigdy nie chciałam z mężem. Wszystko się załamało i poszliśmy własnymi drogami. Próbowałam iść dalej, ale było to dla mnie bardzo trudne, ponieważ nadal kochałam mojego męża, a moja córka zawsze płakała, chcąc odzyskać ojca. Nie miałem innego wyjścia, jak szukać pomocy, co skłoniło mnie do skontaktowania się z DR DAWN po zobaczeniu tylu dobrych uwag na temat jego pracy. Zapewnił mnie, że pogodzi mnie i mojego męża swoim zaklęciem pojednania, które zrobił. Cieszę się, że mogę powiedzieć wszystko, że osiągnąłem pożądany rezultat po 2 dniach, miłość i szczęście zostały przywrócone i wróciliśmy do siebie i wierzę, że to dla nas na zawsze i wszystko dzięki DR DAWN za zrobienie tak wiele dla ratowania mojej rodziny . Nigdy nie jest zbyt zajęty, by komukolwiek pomóc. Więc skontaktuj się z nim teraz, jeśli również potrzebujesz pomocy. napisz do niego teraz przez: ( dawnacuna314@gmail.com ) Whatsapp: +3550685677099 / +2349046229159 Ten komentarz z uznaniem pochodzi od Julii Lorenzo.
OdpowiedzUsuńPsychologia to mapa emocji, której używamy do odkrywania siebie. Każde spotkanie z psychologiem to krok ku lepszemu zrozumieniu, akceptacji i równowadze wewnętrznej.
OdpowiedzUsuńhttps://instytutarete.pl/