21 lis 2014

Na odludziu...

Jestem na odludziu. Termometr pokazuje już 17 stopni. Godzinę temu było 10. Próbuję zapomnieć, na wszystkie możliwe sposoby o tym co sie złego ostatnio wydarzyło. Jest mi ciężko. Znam sposób, żeby przestać sie zadręczać, żeby przestać cierpieć. Niestety byłem przez kilka ostatnich dni na bardzo ważnej terapii po której obiecałem, że nie zrealizuję tego sposobu. Zawiódł bym wtedy najważniejszą osobę w moim życiu i bardzo by przeze mnie płakała i nigdy by sobie nie wybaczyła. Codziennie walczę, żeby obietnicę spełnić. Czuję ogromną potrzebę złamania tej obietnicy, aby uwolnić się raz a dobrze od tych wszystkich paskudnych rzeczy, które kołtują się i bolą w mojej głowie. Jednak ta menda przechytrzyła mnie i wykorzystała fakt, że mam jednak w życiu pewne słabości. Jeszcze kilka dni temu śmiałem się, że złamię wszystkie zasady, zniszczę wszystko co kochałem i odejdę raz a skutecznie ku uciesze ludzi, których na codzień niszczę. Ale ta "świnka" tak mną pokierowała, że nie jestem w stanie przestać cierpieć w najwygodniejszy dla siebie sposób. Nie wiem czemu, bo przeze mnie sporo cierpiała.

Oznacza to, że jeszcze będę pisał tutaj... Nie wiem jak długo. Wciąż szukam w sobie siły aby przeciwstawić się obietnicy, jaką dałem i zaznać ulgi. Bezskutecznie jak na razie. Marzę o odpoczynku. Marzę, aby przestać się przejmować moją "świnką". Niestety czuję w głowie, że wciąż jest blisko. Nie potrafię się jeszcze uwolnić. Pieprzona terapeutka się znalazła... Obiektywnie rzecz biorąc (o zgrozo), baaaardzo skuteczna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz