28 gru 2014

Po świętach

Jak zauważyliście, nie składałem "życzeń" Wam na święta. Po prostu pomyślałem sobie, że skoro gdzieś ich nie muszę składać, to skorzystam nareszcie z okazji, bo to dla mnie nieprzyjemny obowiązek i zwykle muszę się bardzo dużo napracować, żeby coś wymyślić, a jeszcze więcej napracować, żeby były one szczere.

"Życzenia", to w ogóle dziwny twór, bo zawsze się zastanawiam, czy jeśli je wypowiem, to oznaczać to będzie, że podnoszę prawdopodobieństwo na ich spełnienie? A może inaczej: Czy brak ich wypowiedzenia obniża prawdopodobieństwo sprawstwa pozytywnych (w mniemaniu obdarowanego) zdarzeń? Niektórzy traktują życzenia, albo ich brak, jak zaklinanie, przeklinanie i magię. W takim razie, czy jeśli życzę komuś przede wszystkim zdrowia, a pominę pieniądze, czy od razu skazuję tego człowieka na ubóstwo? A może ten człowiek czuje się urażony, bo myśli, że traktuję go jako biedaka, albo co gorsza - chciałbym, żeby był biedakiem?

Tego typu myśli - abstrakcyjno-matematyczne są dla mnie szkodliwe. Dlaczego? Bo wywołują NATRĘCTWA! Prowadzą do kompulsywnego myślenia o kompletnie nieprzydatnych rzeczach i dylematach. Gdy bliscy przy wigilijnym stole składają mi życzenia, to z trudem patrzę się w ich oczy z odpowiednim wyuczonym lekkim uśmiechem i przytakiwaniem głową - tak się nauczyłem patrząc na matkę, która robi to najlepiej - tzn. wygląda na bardzo szczerą, zainteresowaną i wdzięczną za życzenia. Skoro tak - warto ją naśladować. Z tą różnicą, że ona to wszystko "czuje", a ja podczas wysłuchiwania życzeń się po prostu blokuję na nie. Życzenia, to dla mnie zbyt silny bodziec. Wymagający poświęcenia uwagi abstrakcyjnym słowom, aktywnego słuchania, wyrażenia wdzięczności i odwzajemnienia się.

Gdybym się odwrócił na pięcie i na czas składania sobie życzeń po prostu wyszedł z pomieszczenia, to bliscy by mi tego raczej nie wybaczyli. Taki efekt spełniania oczekiwań ludzkich przez tyle lat.

Jeśli jesteś rodzicem aspiego, pamiętaj, że życzenia to dla nas sytuacja dużego stresu i robienie pewnych rzeczy na siłę. Nie zmuszajcie nas do tego i traktujcie nas ze zrozumieniem.

Jeśli jesteś młodym aspi, pamiętaj, że ludzie Cię lubią, jeśli robisz to co oni i robisz wrażenie równie szczęśliwego, co oni. Nawet jeśli to głupie, żenujące i stresujące - to ludziom takie zachowanie jest potrzebne. W szczególności Twojej mamie, tacie, rodzeństwu, dziadkom... Zrób to dla nich, bo oni czekają na to. Wychowują Cię, uczą i prowadzą na terapie, po to, żebyś zaczął właśnie tak się zachowywać.

Jeśli jesteś dorosłym aspi, to już dawno opanowałeś radzenie sobie z tym stresem. Albo udajesz zadowolonego, albo unikasz świąt i/lub życzeń jak ognia :)
 
I jeszcze jedno: zbliża się sylwester. Nadwrażliwość na bodźce dźwiękowe. Wrzaski, huk petard, trąbienie... i życzenia. Będzie jeszcze trudniej je składać.

22 gru 2014

(AUTO)AGRESJA

W poprzednim poście, Marta Walewska poruszyła ważną kwestię, którą pozwolę sobie zacytować, bo jest moim zdaniem bardzo ważna:

"Jak "dzieci" z ZA nauczyć, że agresja fizyczna, ale również autoagresja to jest ta granica, której nie wolno przekroczyć. Że ma prawo czuć się pominięty, niezrozumiany, zignorowany, ma prawo domagać się sprawiedliwości, być przy tym namolny i upierdliwy, może nawet krzyczeć i awanturować się, ale nie wolno bić innych, siebie, ani straszyć samobójstwem. Bo osoba z otoczenia takiego ZA może być zmęczona, zajęta, może nie zrozumieć albo nie zauważyć, że to jest dla dziecka tak bardzo ważne. Mi się niestety często zdarza, że nie mogę zrozumieć, o co się moje dziecko awanturuje z tego powodu, że jestem inna i myślę inaczej. A swoją drogą w psychiatryku powinni sobie lepiej radzić z takimi zachowaniami".

A teraz wypowiem się ze swojego subiektywnego punktu widzenia: agresja fizyczna i autoagresja, to sposób na zbyt silne bodźce - psychiczne lub sensoryczne. Więc pytanie o to, jak zmniejszyć szansę na autoagresję jest też pytaniem, czy da się (i w jaki sposób) osłabić bodźce, które do nas docierają.

Niektórzy "specjaliści" uważają, że jeśli aspi jest wystarczająco inteligentny, powinien przebywać jak najwięcej w normalnych grupach społecznych, np. w klasie ze zwykłymi dziećmi. Ja jednak jestem zdania, że jeżeli ani dzieci, ani nauczyciele nie są do obecności aspiego przygotowani, to bezpieczniej dla niego będzie go z takiej klasy zabrać (choćby na jeden dzień pod pretekstem np. badań), niż pozwalać mu przeżywać upokorzenie, drwiny, hałas, który otrzymuje od rówieśników i nauczycieli. To zbyt duża trauma, aby w ten sposób go "ćwiczyć".

Pisałem też w jednym z poprzednich postów o terapii szokowej, gdzie warunkujemy autoagresję aspiego poważnymi konsekwencjami, jeśli się do niej dopuści, np. zakładem zamkniętym. Wtedy odechciewa się nam robić sobie i innym krzywdę, gdyż jesteśmy świadomi, że za chwilę nastąpić może coś znacznie gorszego.

Ta ostatnia metoda jest bardzo trudna i ryzykowna ze strony rodziców aspiego i nauczycieli. Może prowadzić do nadmiernego karania, które staje się samo w sobie silnym bodźcem, który prędzej czy później będzie wymagał odreagowania w postaci (auto)agresji. Ktoś mądry tutaj napisał w komentarzach, że wobec ZA nie powinno się stosować wzmocnień negatywnych, czyli kar. Ja podtrzymuję to stwierdzenie. Kary są dla nas upokorzeniem i powodują spotęgowanie negatywnych bodźców prowadząc do jeszcze gorszych reakcji.

Jak zauważyliście, lubuję się w uporządkowanych punktach, które są zbiorem zasad. Dziś proponuję:

ZASADY PRZECIWDZIAŁANIA AGRESJI U ZA:

  1. Rodzice: Gdy aspi staje się rozwścieczony, pyskaty, nadpobudliwy i prowokujący, jest to sygnał dla otoczenia, że należy osłabić bodźce, jakie do niego docierają. przestać się kłócić, wymuszać i karać, uspokoić najpierw siebie, potem dziecko za pomocą przytulenia (jeśli akceptuje tą formę dotyku), dyskusji, spokojnych argumentów. Rezygnujemy z oskarżania, wypominania, straszenia i kar.
  2. Nauczyciele: natychmiastowe odseparowanie od źródła silnych bodźców - przesiadka złośliwych kolegów, wyjście na zewnątrz sali wraz z niesfornym aspi, rezygnacja z agresji słownej (często nauczyciele nie mogą lub nie chcą z tej formy radzenia sobie z dzieciakami zrezygnować)
  3. Zasady uniwersalne dla rodziców i nauczycieli:
    • ściszamy głos,
    • siadamy (postawa stojąca jest postawą dominującą - może wywoływać agresję),
    • przestajemy wykonywać gwałtowne ruchy (żywiołowa gestykulacja to silny bodziec dla ZA),
    • zmieniamy ton głosu na bardziej monotonny i ciepły,
    • nie rozczulamy się nad emocjami (np.: "jaki ty biedny jesteś, musisz naprawdę cierpieć"),
    • zapraszamy aspiego w miłe dla niego miejsce, koniecznie bez ludzi. Zostajesz tylko Ty (rodzic lub nauczyciel) i on (aspi). Może to być stół, zamknięty pokój,
    • nie siadamy naprzeciwko aspiego, bo może to budzić jego zagrożenie,
    • zadbajmy o to, by aspi miał obiekt, na którym się skupi, a który będzie jego psychicznym murem odgradzającym od brutalnego świata: szklanka z ulubionym sokiem, kostka rubika, etc.,
    • zadbajmy o siebie: uspokójmy swój oddech, przestańmy wyglądać na zdenerwowanych. Jeśli o to nie zadbasz, aspi to wyczuje i się zamknie w sobie,
    • o ile to możliwe, wyłączmy wszystkie źródła hałasu i zamknijmy drzwi,
    • cierpliwości! Czekajmy, aż aspi się uspokoi i przestanie nerwowo reagować na bodźce, np. na nasze słowa,
    • po uspokojeniu, możemy z aspim całkiem logicznie porozmawiać o tym co się stało,
    • skupiamy się na stanach emocjonalnych pozytywnych dla aspiego: "ostatnio widziałem, że udało Ci się skleić model samolotu", "pokażesz mi postać w swojej ulubionej grze"? itp.,
    • unikamy tonu oskarżającego i roszczeniowego (np. "bardzo mi się nie podobało, że wrzeszczałeś", albo "chyba nie chcesz, żeby tak cię traktowano", "znowu nas zawiodłeś. To już trzeci raz"),
    • zadajemy pytania o konkrety, domagając się opisu sytuacji, np. "widziałem, że nie podobało Ci się to, co było w klasie. Co chciałbyś zmienić, żeby to się więcej nie powtórzyło"?,
    • gdy aspi nie chce z nami rozmawiać, bo nam nie ufa, nie naciskamy. Poszukajmy lepiej kogoś, komu ufa. Zaufanie wynika z poczucia bezpieczeństwa. Może poczucie bezpieczeństwa wróci za jakiś czas.

I teraz najtrudniejsze:

rodzice aspich mają "jazdy" i napady szału swoich pociech czasem po kilka razy dziennie. Nikomu się nie chce powtarzać w kółko powyższych, czasochłonnych metod wymagających skupienia się i opanowania samego siebie. No cóż... Praca z aspim, to przede wszystkim praca nad sobą. Jeśli Ci się nie chce, napady będą się powtarzały, a Ty będziesz się czuł/czuła coraz bardziej bezradnym. Wybór należy do Ciebie.

Jeśli pragniesz dobra dla swojego dziecka z ZA, musisz się wziąć do bardzo ciężkiej, katorżniczej pracy. I pamiętaj, że będzie to praca syzyfowa. Twoim wynagrodzeniem ma być ukojenie nerwów aspiego, bo chyba zależy Ci na spokoju w jego wrażliwej psychice, prawda?


20 gru 2014

Rady dla rodziców dzieci z ZA

Dość często koresponduję z Wami prywatnie. Poznaję wówczas albo innych aspich, albo rodziców dzieci, które mają ZA. Ci ostatni dzielą się na takich, którzy w pełni akceptują ZA swoich pociech, albo wstydzą się ZA swoich dzieci ukrywając ten fakt przed innymi. Ci drudzy często opóźniają poznanie prawdy i nie chcą się dowiedzieć, dlaczego ich dziecko jest nieco inne niż pozostałe. Ja miałem właśnie rodziców z tej ostatniej grupy.

Chciałbym namówić wszystkich rodziców, którzy mają dzieci, u których podejrzewają lub właśnie zdiagnozowali ZA do przestrzegania kilku zasad, przy czym pamiętajcie, że są to zasady, których ja bym sobie życzył od moich rodziców, gdyby możliwy był powrót do dzieciństwa:

  1. nie wstydź się przed innymi, że Twoje dziecko jest inne. Ono nie czuje wstydu tak długo, dopóki nie zobaczy, że Ty masz z tym duży problem
  2. nie miej żadnych oporów, by przygotowywać otoczenie (opiekunki, przedszkolanki, nauczycieli) na spotkanie ze mną i nauczanie mnie. Nie ma nic gorszego, niż nauczyciel, który traci cierpliwość i zaczyna wrzeszczeć, a ja nie rozumiem dlaczego
  3. jeśli Cię wkurzam i denerwuję, to nie dlatego, że jestem zły i z natury niegrzeczny. Tak po prostu wygląda mój prawdziwy świat, którego prawdopodobnie nie akceptujesz.
  4. gdy doprowadzasz mnie do porządku i dyscypliny strachem i terrorem, pamiętaj, że bojąc się będę grzeczniejszy, ale za parę(naście) lat opanuję stosowanie strachu i terroru na innych ludziach do perfekcji. Zwłaszcza, gdy jestem inteligentny
  5. gdy oczekujesz ode mnie mówienia prawdy, za którą mnie karcisz i karzesz, uczysz mnie w tym momencie kłamstwa. Ta nauka zostaje na całe życie. W ogóle ludzie jeśli kłamią, robią to chyba ze strachu
  6. kiedy mam silne objawy nerwicowe i psychiatra zaleca psychotropy, robi to, żeby to mi było mi łatwiej, a nie mojemu rodzicowi... Tobie będzie łatwiej, jeśli nie wykupisz leków i zmienisz psychiatrę, który uznał, że z Twoją pociechą jest coś nie tak, prawda? Łatwiej udawać, że wszystko w porządku, a "młody"... jakoś sobie da radę, bo jest młody... Pamiętaj! Leki są po to, żeby to mi było łatwiej, a nie Tobie...

I najważniejsze:

- niezależnie od tego jak mnie wychowasz, pamiętaj, że świat, w mojej głowie jest inny, niż świat, w którym Ty żyjesz... Kiedyś Cię zawiodę, złamię reguły z Twojego świata, doprowadzę do rozpaczy. Sprawię, że będziesz cierpiał widząc, że jestem inny niż Ty. Bądź gotowy na to, że pomimo Twoich wysiłków przestanę być człowiekiem wychowanym wg Twoich zasad. Nie oczekuj, że będę idealnym, wiernym, do końca posłusznym pracownikiem, mężem, ojcem, matką, córką, synem. Dlaczego? Nie "czuję" do końca Twoich zasad i z reguły spełniam je dla świętego spokoju. Ale mam swoje zasady, które mogą Ci się wydać pokręcone i sprzeczne z etyką i moralnością, jaką znasz. Prędzej czy później zawiodę Cię, złamię i przerażę. Chyba, że wejdziesz w mój świat i spróbujesz pojąć reguły, którymi się kieruję, a których złamanie jest dla mnie ciosem psychicznym...

A teraz opowieść, którą pragnę się z Wami podzielić o tym, do czego może prowadzić bagatelizowanie i nie liczenie się ze światem wewnętrznym ZA.

Kiedyś znajomy, który pracuje obecnie na oddziale dziecięcym szpitala psychiatrycznego w pewnym dużym mieście opowiadał mi o przypadku chłopca, który miał na imię Bartek. Nie był on zbyt lubiany przez lekarzy, pielęgniarzy i nauczycieli w szpitalu. Miał ZA i był inteligentnym, ale bardzo natrętnym uczniem, który bez wyczucia i dyscypliny pytał i komentował, gdy coś było nie tak. Spał w jednej sali z 5 innymi chłopcami. Którejś nocy skatował swojego głuchego kolegę Filipa. Bił go po twarzy aż do krwi, trwało to wiele minut, zanim ktoś interweniował.

Debil! Ktoś mógłby powiedzieć. Ale prawda była nieco inna. Poprzedniego dnia, w sali lekcyjnej, pobity później Filip podarł dla zabawy zeszyt Bartkowi. Bartek poskarżył się nauczycielowi, bo Filip zaburzył mu pewien uporządkowany rytm pracy w szkole. Zeszyt był dla chłopca bardzo ważny. Nauczyciel obiecał, że ukarze za ten wybryk Filipa, ale niestety obietnicy nie spełnił. Bartek pod koniec lekcji raz jeszcze się przypomniał o karze, ale jego prośba nie odniosła skutku. Postanowił interweniować u lekarza domagając się kary dla Filipa, ale też nic z tego nie wyszło... przyszedł wieczór i noc. Chłopcy spali. Wszyscy oprócz Bartka. O czwartej w nocy gdy nie mógł spać z powodu zawodu i braku poczucia sprawiedliwości, chłopiec wstał i sam ją wymierzył...

Nie chcę oceniać, czy Bartek postąpił słusznie czy nie słusznie. Pewne zasady i obietnice są dla nas tak ważne, że faktycznie nie możemy spać, gdy się ich nie spełni. Męczy nas to wewnętrznie i nie daje skupić na innych dziedzinach życia, zanim nie uporządkujemy spraw bieżących...


3 gru 2014

Dziś wyjątkowo nie śpię w mroźnym domku w lesie, lecz w dużym mieście. Zająłem się pracą nad swoją firmą, mam przy sobie profesjonalną pomoc, która pomaga mi w bardzo wielu rzeczach. Wynająłem też biuro, bo wcześniej pracowałem w różnych dziwnych miejscach: na kanapie, w hotelu, w kawiarni. Wszędzie z jakiegoś powodu niewygodnie, głośno lub śmierdząco.

Wraz z moją profesjonalną pomocą wynajęliśmy podwójne biurko na wielkiej otwartej przestrzeni i z ogromnymi oknami. Bardzo to mi się podoba, bo mam sporą klaustrofobię, a wielkie, czyste, uporządkowane przestrzenie bez mocnych kolorów i zbędnych ozdobników świetnie na mnie wpływają. Wokół jest cicho, ciepło, nastrojowo, są przytulne kanapy do odpoczynku. I w takich warunkach powstaje nowa firma, jutro wizyta w urzędzie i rejestracja działalności. Nienawidzę urzędów - dużo ludzi i masa formalności, których za bardzo nie rozumiem, zwłaszcza zasad dotyczących płacenia podatków i ubezpieczeń. W dodatku mowa urzędników często pozbawiona jest logiki, a moje odpowiedzi na ich pytania często doprowadzają ich do szału, co kończy się stwierdzeniem, że jestem po prostu złośliwy.

Acha... nauczyłem się ostatnio, że jak odpowiadam ludziom na pytania i czuję, że nie o taką odpowiedź im chodziło, to zamiast wypaść na człowieka cynicznego i złośliwego, staram się wypaść na kogoś, kto właśnie sobie zażartował. Dzięki temu, znacznie częściej widzę uśmiech na twarzach ludzkich świadczący o akceptacji mojej osoby.

29 lis 2014

Zmiany...

Bardzo dziękuję Wam za udostępnianie mojego poprzedniego postu o rodzinie ze spalonego domu - oby jak najszybciej odbudowali spalony dach.

Jestem na etapie zmian w życiu. Zmieniłem miasto zamieszkania o ponad 150km, chcę sobie na nowo ułożyć też życie zawodowe. Trudno dobrze mi wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej, więc wpadliśmy wraz z moją ukochaną obsesją na pomysł, że to ja będę zatrudniał ludzi. Mówiąc wprost: otwieram swoją firmę.

Co do moich problemów w związku: wciąż bardzo gorąco pragnę ułożyć sobie życie z moją Ukochaną, aby móc codziennie w spokoju zasypiać - bez nerwów, bez stresu i bez pustki wokół. Ludzie mówią, że jak się czegoś bardzo mocno chce, to trzeba w to wierzyć. Ja się staram to robić każdego dnia mimo, że sił czasem brak, a w nocy przychodzą bezsenne chwile silnego lęku, że stracę wszystko... Nie znoszę takich nocy. Są toksyczne, bo z głowy wyłażą na powierzchnię największe strachy siedzące w podświadomości. Ciągnie się to już wiele tygodni, schudłem 7kg. Ale jestem jak mało kiedy w tym dążeniu - bardzo stały, konsekwentny i silny w męczącym i powolnym staraniu się, aby było między nami dobrze, aby być człowiekiem, którego można polubić (tak jak kiedyś), pokochać i być dla niej kimś, za kim (i z kim) można szaleć. Mam swój cel, pragnę go osiągnąć - chcę dać szczęście tej drugiej osobie i dzięki temu samemu poczuć się szczęśliwym.

Trzymajcie proszę kciuki... Nie marzę o niczym innym...

27 lis 2014

Prośba o pomoc (nie mi)

Uwaga! Proszę Was dobrzy ludzie i moi przyjaciele o przeczytanie...

Dziś Kolejna noc na odludziu, dzisiaj zimniej: 0 stopni w lesie, 13 stopni w moim przytulanym pokoju, w którym za chwile położę się spać. Ale nie o mnie dzisiaj...

Parę dni temu zdarzyła się tragedia. Przyjaciołom mojej najwspanialszej terapetki, której obiecałem ostatnio dość sporo, spalił się dom. Poddasze i piętro poszło z dymem, a parter został zalany. Są kompletnie spłukani, bo dom był nieubezpieczony. Zbliża się zima, a oni nie mają gdzie mieszkać. Remont dachu kosztuje fortunę... W dodatku to dobrzy ludzie...

Wiem że wszyscy z Was mają wokół siebie jakieś cierpienie i współczucie, dlatego bardzo Was proszę o jakąkolwiek pomoc dla tych biednych ludzi. Jeśli nie finansową, to zwracam się do Was chociaż z małą prośba o udostępnienie tego postu na szerszą skalę... To dobrzy ludzie i po prostu mieli potwornego pecha tracąc wszystko w poniedzialkową noc...

Jak możemy pomoc?

Wpłacając cokolwiek na fundację:
Stowarzyszenie "INNE jest piękne"
Ul. Zaruskiego 23
80-299 Gdańsk
Nr konta: 31 1140 2017 0000 4602 1289 5464
Tytułem: Pomoc dla Wodnika 30-32.

Bardzo Was proszę o udostępnienie tego postu. Złóżmy sie (kto może oczywiście) na dach dla dwóch rodzin zanim jeszcze zima zacznie się na dobre!!!

Z góry Wam dziękuję!

21 lis 2014

Na odludziu...

Jestem na odludziu. Termometr pokazuje już 17 stopni. Godzinę temu było 10. Próbuję zapomnieć, na wszystkie możliwe sposoby o tym co sie złego ostatnio wydarzyło. Jest mi ciężko. Znam sposób, żeby przestać sie zadręczać, żeby przestać cierpieć. Niestety byłem przez kilka ostatnich dni na bardzo ważnej terapii po której obiecałem, że nie zrealizuję tego sposobu. Zawiódł bym wtedy najważniejszą osobę w moim życiu i bardzo by przeze mnie płakała i nigdy by sobie nie wybaczyła. Codziennie walczę, żeby obietnicę spełnić. Czuję ogromną potrzebę złamania tej obietnicy, aby uwolnić się raz a dobrze od tych wszystkich paskudnych rzeczy, które kołtują się i bolą w mojej głowie. Jednak ta menda przechytrzyła mnie i wykorzystała fakt, że mam jednak w życiu pewne słabości. Jeszcze kilka dni temu śmiałem się, że złamię wszystkie zasady, zniszczę wszystko co kochałem i odejdę raz a skutecznie ku uciesze ludzi, których na codzień niszczę. Ale ta "świnka" tak mną pokierowała, że nie jestem w stanie przestać cierpieć w najwygodniejszy dla siebie sposób. Nie wiem czemu, bo przeze mnie sporo cierpiała.

Oznacza to, że jeszcze będę pisał tutaj... Nie wiem jak długo. Wciąż szukam w sobie siły aby przeciwstawić się obietnicy, jaką dałem i zaznać ulgi. Bezskutecznie jak na razie. Marzę o odpoczynku. Marzę, aby przestać się przejmować moją "świnką". Niestety czuję w głowie, że wciąż jest blisko. Nie potrafię się jeszcze uwolnić. Pieprzona terapeutka się znalazła... Obiektywnie rzecz biorąc (o zgrozo), baaaardzo skuteczna...

29 paź 2014

Coś jeszcze gorszego się stało...

Otrzymałem od Was bardzo dużo wsparcia i mnóstwo listów z życzeniami, bardzo cennymi uwagami (również w komentarzach). Dziękuję zwłaszcza Maciejowi Świerczyńskiemu, którego komentarz spowodował, że jeszcze tego samego dnia znalazłem się u znakomitego specjalisty.

Niestety wizytę odbyłem zbyt późno. W ciągu doby od wizyty dostałem bardzo silnej autoagresji przedawkowując leki zapisane mi przez psychiatrę, zmieszałem je z alkoholem (z badań krwi: 1,4 promila) oraz zadałem sobie liczne powierzchowne obrażenia na całej klatce piersiowej maszynką do golenia jednorazową. Następnie dostałem zapaści. Resztę pamiętam jak przez mgłę, moja partnerka wezwała karetkę pogotowia, po czym otrzymałem zastrzyk, po którym odzyskałem sporą część świadomości.

W szpitalu badanie krwi, moczu, płukanie żołądka i kroplówka. Wszystko w papciach i domowym ubraniu. Cały czas na korytarzu czekała na mnie moja kobieta. Podobno spędziłem tam trzy godziny. Niestety mam traumę przed szpitalami, bo za dziecka dużo w nich przebywałem, a także pochowałem kilku swoich krewniaków żegnając się z nimi właśnie w szpitalach. Jako, że w pokoju, w którym otrzymywałem kroplówkę przebywałem samemu, postanowiłem wyrwać sobie wężyk podłączony do wenflonu i wylać wszystko do wanny, w której wcześniej dokonywałem płukania żołądka. Niestety strumyczek, którym leciała kroplówka sączył się bardzo powoli. Udało mi się spuścić 3/4 zawartości. Lekarz robiący wywiad zasugerował hospitalizację na oddziale, na co kategorycznie się nie zgodziłem tłumacząc, że obrażenia i autoagresja miały jedynie zamienić ból psychiczny na fizyczny i o żadnym samobójstwie nie ma mowy. Co było na szczęście zgodne z prawdą, było na tyle przytomne i wiarygodne, że lekarz odpuścił uznając, że nie należy pozbawiać mnie własnej woli i nie stanowię już więcej zagrożenia dla samego siebie. W "uwolnieniu" mnie dodatkowo pomógł fakt, że byłem wyjątkowo bystrym, świadomym i logicznym pacjentem (to akurat zaleta zespołu Aspergera), a wywiad ze mną był dla lekarza czystą i przyjemnością ze względu na bardzo precyzyjny sposób wyrażania się przeze mnie.

Tydzień później wraz z moją kobietą poszliśmy do psychiatry ponownie. Bardzo dużo oczekiwałem po tej wizycie - wszak to psychiatra o świetnych referencjach i miałem nadzieję na zapisanie mi silniejszych leków no cóż... przebieg rozmowy był zupełnie inny...

Zamiast uspokoić mnie, natchnąć nadzieją i zapisać silniejsze środki, lekarz przeraził mnie koszmarnie, aż mnie zatkało. Otóż doradził jak najszybsze umieszczenie mnie w ośrodku zamkniętym dopóki jeszcze nie trzeba mi odbierać własnej woli z powodu zagrożenia, jakie stanowię dla samego siebie. Mało tego! Dodał, że konieczna jest natychmiastowa separacja z partnerką i dystans od niej... zamurowany siedziałem, zbladłem... Doktor trafił w moje dwa najczulsze źródła lęku: strach przed separacją z najbliższą mi osobą i strach przed szpitalem, z którym mam straszne skojarzenia. Nie próbował mnie uspokajać zbyt mocno...

Bardzo szybko opuściłem gabinet, gdzie moja partnerka została jeszcze pół godziny rozmawiać (pewnie o mnie). Zacząłem przygotowywać sobie awaryjny plan ucieczki przed zamknięciem mnie, w grę wchodziła nawet ucieczka do Niemiec. W drodze do domu moja ukochana postawiła przede mną warunek: w ciągu dwóch dni sam się zgłoszę do szpitala na zamknięcie, albo zrobi to fortelem...

Wróciłem do domu cały rozstrzęsiony... minęła dobra godzina, zanim się pozbierałem, w końcu polazłem do łazienki, stanąłem przed lustrem i zacząłem się sobie przyglądać. Byłem poszatkowany, mój korpus przypominał tarkę do warzyw o dziesiątkach czerwonych pręg, z których część zaczęła się całkiem nieźle goić. I wtedy mnie olśniło...

Zacząłem od słów skierowanych do siebie: "Ty durniu, ty idioto. Dałeś się zmanipulować jak dziecko..."!! A potem słowa do doktora: "Ty cholerny manipulancie!"

Tłumaczenie: Lekarz, u którego byłem, jest przedstawicielem nurtu poznawczo-behawioralnego. Jedną z najtrudniejszych i najbardziej ryzykownych technik terapeutycznych jest terapia szokowa. W tym przypadku specjalista wykorzystał na mnie metodę warunkowania klasycznego. Skojarzył niebezpieczny dla mnie bodziec, który przynosił mi ulgę, czyli cięcie się, z ogromnym strachem przed szpitalem i utratą partnerki... Zakotwiczył mi strach na bodźcu tak, aby nie przynosił mi więcej ulgi...

Od poniedziałku nic mi już nie grozi! Zacząłem patrzeć na siebie w lustrze zupełnie w inny sposób. Polubiłem się taki, jaki jestem. Jestem też dumny, że rany się szybko goją. Będę miał bardzo dużo blizn, które przypominają mi, że jeśli tylko natrafię na właściwą osobę, jestem w stanie sobie ze wszystkim poradzić i odrodzić się jak feniks z popiołów!

PS. Zdjęcie jest autentyczne i nie jest powierzchnią planety Jowisz.


20 paź 2014

Coś złego się stało...

Drodzy ludzie i przyjaciele. To już ponad miesiąc jak nie pisałem nic tutaj. Niektórzy z Was, pytają mnie czy wszystko jest ze mną w porządku?

Nie jest. Od kilu tygodni przeżywam bardzo dużo negatywnych emocji, bo dookoła mnie wiele spraw niestety nie układa się tak, jakbym tego chciał. Dotyczy to niestety bardzo ważnych dla mnie sfer życiowych: głównie mojego związku z najbliższą mi osobą.

Przez to, że jestem jaki jestem, nakomplikowałem w Jej życiu wiele planów, za pomocą których, mogłaby być szczęśliwą osobą. Pech chciał, że natrafiliśmy na siebie i bardzo mocno siebie pokochaliśmy.

Kiedyś pisałem, że nie wiem jak właściwie opisać miłość, ale wydaje mi się, że potrafię opisać to, co czuję do niej. Na pewno czuję do niej znacznie większy pociąg fizyczny, niż do wszystkich kobiet, które w przeszłości spotkałem. Na pewno jest ona moim największym i najwspanialszym przyjacielem, którego miałem.

I teraz te mniej zdrowe rzeczy, które czuję: niestety przeniosłem na tą osobę wszystko to, co czułem do matki przez ostatnie trzydzieści kilka lat, czyli potrzebę bliskości, poczucie bezpieczeństwa, potrzebę opiekowania się mną, potrzebę bycia posłusznym wobec niej, potrzebę przytulenia i ukojenia, gdy coś ze mną jest nie w porządku. Nie wiem czy dobrze to opisałem, ale czuję się z nią tak, jak dawniej przy mojej mamie. Nie zrozumcie mnie źle - jestem samodzielnym człowiekiem i zawsze potrafiłem podejmować decyzje i samemu rozwiązywać problemy. Ale przez kilkanaście miesięcy przeniosłem te uczucia z mojej prawdziwej mamy właśnie na tą osobę. Bardzo dziwnym trafem czuję też do niej coś, co można nazwać miłością rodzica do dziecka. Opiekowanie się nią, gotowość do wybaczania wszystkich złości wobec mnie, wspieranie w trudnych chwilach, trzymanie kciuków za kolejne "kroki" w jej życiu, gotowość do interwencji w razie problemów, z którymi nie może sobie poradzić, wsparcie w każdej materii (fizycznej, materialnej, emocjonalnej).

Podsumowując: czuję się przy niej jak kochanek, przyjaciel, syn i ojciec.

Niestety prawdopodobnie wszystko chyli się ku upadkowi, bo nie mogę dać tej osobie wszystkiego, czego ona by pragnęła w życiu, a ponadto nastąpił szereg bardzo ciężkich wydarzeń w życiu, które zniszczyły to, co ona do mnie czuła. Wiem i czuję, że nie do końca, ale na tyle zniszczyły, że ta osoba przy mnie się męczy i cierpi - tym bardziej, im mocniej staram się być dla niej najlepszymi: kochankiem, przyjacielem, synem i ojcem. Jest jej wtedy jeszcze ciężej, bo ma wyrzuty sumienia, że coś w niej "wygasło", że nie daje rady psychicznie ze mną być.

Rozstanie jest blisko, a ja chyba nie mogę nic na to poradzić, widzę jak się męczy przy mnie pomimo, że w głębi serca sporo do mnie czuje. Wiem, że dla jej dobra powinniśmy się rozstać, ale nie potrafię ani tego zrobić, ani poradzić sobie z wizją rozstania. Bardzo nie chcę tracić w swoim życiu czterech rodzajów uczuć, którymi obdarzyłem ją. Życie bez tych czterech osób w jednej ukochanej kobiecie, wzbudza we mnie bardzo duży strach i pustkę. To ten rodzaj strachu, jaki towarzyszy, gdy wiesz, że najbliższa osoba jest nieuleczalnie chora i jej śmierć jest kwestią kilku tygodni. Strach i poczucie beznadziei jest podsycane przez fakt, że od wielu lat nie przestałem czuć do niej tego, co czułem na początku.

Do tego doszły problemy zawodowe.

Nie jestem w stanie skupić się na pracy. Straciłem wolę walki i bycia ambitnym w swojej pracy, straciłem wolę znalezienia nowej pracy, której bardzo potrzebuję. Nie jestem w stanie skupić się na nikim innym, niż tylko na niej. Niestety to tylko pogarsza sytuację, bo to bardzo inteligentna osoba, która widzi, że cierpię. Straciłem też kontakt z wieloma osobami, a jeśli już się z kimś widzę, nie potrafię rozmawiać, nie rozumiem, co się do mnie mówi. Od wielu tygodni odczuwam coraz większą apatię i obojętność, czuję się wypalony z całej pozytywnej energii, nie mam pomysłu o czym mam do Was pisać mimo, że jest wśród Was mnóstwo wspaniałych ludzi, z którymi regularnie piszę. Miałem też niestety próby autoagresji, konkretnie samookaleczania się. Czuję w głowie bardzo silny ból, często fizyczny. Nasiliły mi się tiki nerwowe, echolalia, natręctwa, które sprawiają mi duży kłopot, zwłaszcza podczas pracy. Sytuację ratuje alkohol, który uspokaja powyższe objawy, niestety prowadząc do uzależnienia. Przez to, że czuję się wrakiem człowieka, mam świadomość, że jestem dla niej znacznie mniej atrakcyjny, zaradny niż kiedyś, jako tętniący życiem i wigorem człowiek sukcesu. Czuję, że zamiast tego ma u swojego boku kulę u nogi, którą trzeba nosić, która hamuje i nie pozwala iść naprzód.

Być może powyższe słowa są wołaniem o pomoc, czego bardzo nie lubię robić, bo zawsze radziłem sobie sam i to ja pomagałem innym. Mam chyba kompleksy pod tym względem, bardzo się wstydzę zwrócić o pomoc. Dzięki temu, że tutaj z Wami czuję się anonimowy, mogę sobie na to pozwolić. Nie wiem co mam zrobić i jak sobie poradzić. Chcę iść do psychiatry, aby otrzymać jakieś lekarstwa. Jednocześnie każdego dnia łudzę się, że poradzę sobie jakoś sam.


2 wrz 2014

Po urlopie...

Miesiąc urlopu się skończył, czas więc wrócić do życia. A powrót jest dość mocny, bo jakiś czas temu otrzymałem zaproszenie na... rozmowę kwalifikacyjną i to na wysokie stanowisko. Nie przejmowałbym się, gdyby nie to, że postanowiłem pójść na tą rozmowę i jak najlepiej wypaść.

Mam taki zwyczaj, że przed podjęciem ważnych decyzji w moim życiu, siadam i rozmyślam nad tym co ma być, czego chcę i jak to osiągnąć. Tak więc moje rozmyślenia jak zwykle pojawiły się w punktach i oto, co mi przyniosły:

  1. Nawet mi zależy, żeby jak najlepiej wypaść na rozmowie w celu otrzymania pracy.
  2. Zupełnie nie wiem, jakie są kryteria jak najlepszego wypadania na rozmowie kwalifikacyjnej.
  3. Nie jestem pewien, czy jakikolwiek pracodawca poszukuje na pewno najlepszego kandydata. Gdyby tak było, Angela Merkel i Bill Gates mieliby tysiące telefonów z propozycjami zatrudnienia...
  4. Kryteria "dobrego wypadania" są subiektywne i zależą od rekrutera - płci, wieku, preferencji, temperamentu, doświadczenia, traum i tysięcy innych zmiennych...
  5. Warto chyba zamiast wypaść "jak najlepiej", wypaść po prostu jak najbardziej optymalnie. Co to znaczy? To znaczy, że mam sobie wyobrazić kandydata na moje stanowisko, który dobrze pracuje, osiąga dobre wysokie wyniki, jest lojalny, uczciwy i w dodatku nie jest przesadnie drogi.
  6. Nie mam pojęcia, jak pokazać swoją "optymalność" na rozmowie kwalifikacyjnej.
  7. Przewertowałem bloga nt. szukania pracy i dowiedziałem się czegoś, czego się bardzo obawiałem: że trzeba być "naturalnym".
  8. Postanowiłem, że w żadnym wypadku nie będę naturalnym, za to postaram się być kimś, kogo większość ludzi nazwie "naturalnym" właśnie.
  9. Od kilku dni staram się spotykać i obserwować ludzi na stanowisku, o które będzie się odbywała rozmowa kwalifikacyjna. Będę powtarzał ich zachowania, żeby wyglądać na naturalnego. :)
  10. Całość bardzo mnie bawi, jest dla mnie niezwykłym eksperymentem i jestem ciekawy, jak rekruter odbierze postać Aspergera, który na pewno nie będzie naturalny. ;) Będzie cyrk...

Może macie jakieś rady albo sugestie? Przyjmuję wszystko, bardzo mi się przydadzą!

5 sie 2014

Lego, czyli wzór uporządkowanego świata.

Zabawki lego - genialny Twór, z którego nigdy nie wyrosnę. Każdy element został stworzony do konkretnego działania i/lub do kilku funkcji. Każdy element sugeruje formę kontaktu z innymi elementami. Mechanizmy działania są proste. Wiadomo co i jak połączyć. Im więcej klocków, tym bardziej misterne systemy można tworzyć. Klocki lego mają nieograniczone możliwości, a jednocześnie ogranicza je możliwość połączenia w sposób z góry przewidziany przez konstruktora. Gdy jest ich tysiące, mogą tworzyć widoki, pejzaże i krajobrazy. Piękne w swojej harmonii. Jasne i precyzyjne w konstrukcji. Można stworzyć z nich "wszystko", a jednocześnie nie można z nich stworzyć idealnej kopii, bo nawet najdokładniejsze lustrzane odbicia prawdziwych budowli wyglądają jak lego przez swoje kanty, kolory i tzw. "piny". Polecam każdemu!


23 lip 2014

Nieprzewidywalność, czyli wychodzenie poza schematy.

Zaobserwowałem, że dla jednych ludzi jestem "dziwny", gdy naśladuję schematy zachowań innych ludzi nie będąc w stanie "być sobą" (cokolwiek to znaczy). Dla innych ludzi jestem jeszcze bardziej "dziwny", gdy zaczynam wychodzić poza... schematy funkcjonujące w społeczeństwie. Niestety nie rozumiem "wyjścia poza schemat"... Dlatego zrobiłem sobie krótką analizę:

Prawdopodobnie chodzi o schemat zachowania się w różnych sytuacjach. Jeśli postępuję jak należy, zwyczajowo, powtarzalnie, wówczas niektórzy są zdania, że nie wychodzę poza schematy. Jednak kiedy robię coś niestandardowo, reaguję czy zachowuję się inaczej, niż zwykle, niezgodnie z normami, wówczas wychodzę poza schematy. Jednak niestety coś mi się nie zgadza....

  1. Jeśli ubrałbym się w damską garderobę i wyszedłbym na ulicę, wyszedłbym poza pewną normę przyjętą dla mojej płci. Ale czy na pewno? Damskie ubranie u faceta plus broda, to przecież symbole narodowe Austrii, a u nas posłanka Grodzka też jest mężczyzną. W takim razie dalej tkwiłbym w schemacie, tyle że rzadziej stosowanym przez transwestytów czy dragqueen.
  2. Jeśli w kolejce u lekarza człowiek za mną zaczyna kłamać, że on był tu pierwszy, a ja bym nawrzeszczał do niego robiąc głośną awanturę na cały korytarz, to wyszedłbym ze schematu. Na pewno? Przecież wówczas wpisywałbym się w schemat agresywnego, niecierpliwego człowieka, prawda?
  3. Jeśli wyszedłbym na spacer przez miasto podśpiewując sobie pod nosem i od czasu do czasu gadając coś do siebie, wyszedłbym ze schematu ogólnie przyjętych norm. Ale czy czasem nie wpisałbym się w schemat dziwaka, którego lepiej omijać szerokim łukiem?

Czy wychodzenie ze schematów nie jest czasem przechodzeniem w inne schematy? Czy nie jest próbą wpisania się w nowy, niestandardowy dla mnie schemat? Nietypowy dla znajomych, bliskich i dla otoczenia?

Niektórzy młodzi ludzie myślą, że ich zachowanie jest szalenie oryginalne, wychodzące daleko poza ogólnie przyjęte schematy: noszą spodnie z krokiem na wysokości kolan, odsłaniając swoje majty. Robią sobie tatuaże, noszą głośnogrające komórki z tandetnym i brzydkim brzmieniem hiphopowych pieśni. Noszę czapki z daszkiem skręconym o 90 stopni, a także dźwięczne łańcuchy. Palą papierosy zapluwając chodnik wokół siebie, a czasem także spodnie i buty. Tyle tylko, że to nic innego, jak schemat, który jest nazywany gimbazą, skejciarstwem itp.

Czy w ogóle możliwe jest wyjście poza schemat? Moim zdaniem jeśli już z niego wyjdziesz, zawsze się znajdzie ktoś, kto i na Ciebie znajdzie szufladkę, w której Twoje zachowanie będzie dopasowane do kolejnego "schematu".

12 lip 2014

Z jakim zwierzęciem warto przebywać i dlaczego? Czyli żywy inwentarz dla Aspiego

(miłośników zwierząt gorąco namawiam do nieczytania tego postu, bo mnie znienawidzicie)

Lubię samotność, ciszę, spokój, czas na przemyślenia i relaks. Najlepiej w lesie, nad jeziorem, z ładnymi widokami. Zawsze mam wtedy czas na swoje przemyślenia. Ostatnio właśnie zastanawiałem się nad tym, z jakimi zwierzętami miałem do czynienia.

Zwierzęta: mają zasadniczą słabość: moim zdaniem niewiele rozumieją, a już na pewno nie są partnerami do dyskusji i dzielenia się przemyśleniami. Mają też zaletę: są na tyle głupie, że możesz zrobić przy nich właściwie wszystko, rzucić najgorszą obelgę pod dowolnym adresem i nie obróci się to przeciwko Tobie. ;) To bardzo ważne w moim przypadku! ;)

a) pies? Raczej niewiele rozumie pomimo, że chyba bardzo by chciał. Czasem nawet robi adekwatne miny do Twojego nastroju, ale jedyne co może dać, to śliniastego liza. Wykorzystanie: głównie na rany i zadrapania (fizyczne rzecz jasna). Gdy jesteś zmarźlakiem, pełni tą samą funkcję co kołdra, z tą różnicą, że kołdra zawiera mniej pasożytów, roztoczy i brudu. Jego czystość i higiena leży całkowicie po Twojej stronie.

b) kot? Robi wrażenie, jakby wszystko rozumiał, ale jego motywy z tego co widzę są bardzo prymitywne: żarcie albo podrapanie w jego ulubione miejsce. Bywa zazdrosny, oburzony, a te bardziej oswojone lubią się kłaść odbytem blisko twarzy. Są nieuważne i gdy pozwolisz im na zbyt wiele, musisz wyjmować kłaki z jedzenia, które gotujesz. Pozytywne emocje u kota łączą się tylko i wyłącznie z jego błogostanem. Mistrz egoizmu ;) Wykorzystanie: całkiem skuteczny na muchy, sprząta nieświeże mięso, zaprzyjaźniony z Tobą spełni funkcję grzejnika.

c) królik? Podobno potrafi myśleć, ale nigdy tego nie zauważyłem. Ma talent do niszczenia Twoich najlepszych ubrań i przegryzania kabli. Potrafi zjeść więcej niż Ty, a jego ugryzienia są bolesne. Na szczęście ma fantastyczny smak, którym nadrabia wszystkie swoje wady. Wymaga sporych umiejętności kulinarnych, aby był miękki i rozpływający się w ustach.

d) chomik? Z racji jego głupkowatej miny, jest bardzo lubiany przez dzieci. Dzięki zwinności małpy i akrobatycznym popisom jest doskonałym oderwaniem od rzeczywistości pod warunkiem, że nie sypiasz nocami. W dzień kompletnie nieprzydatny. Jeśli w nocy robisz to, co większość ludzi, a w sypialni masz chomika i nie masz zbyt twardego snu, znienawidzisz chomika bardziej, niż śmierdzącego dresiarza, który prosi Cię o 70 groszy na piwo.

e) koń? To bardzo piękne, majestatyczne zwierzę. Traci ze swojego uroku dopiero wtedy, gdy zbliżysz się do niego i poczujesz zapach potu. Wbrew pozorom, zęby konia wcale nie są groźne, w odróżnieniu od jego (przepraszam) d*py. Tam nigdy nie wolno podchodzić. Koń to najniebezpieczniejszy pojazd świata. Z nikim nie podpisywał umowy, że nie dostanie szajby. Przy spokojnej jeździe nie jest lepiej. Jeśli masz coś z biodrami, miednicą lub kręgosłupem, koń bardzo szybko Ci o tym przypomni. Dobry dla ludzi o wysokim poziomie autoagresji.

f) kanarek? Jest śliczny, da się oswoić, a niektóre osobniki wydzielają z siebie dźwięki, które są przez wielu odbierane jako piękny śpiew. Jeśli mieszka razem z Tobą w sypialni, masz gwarancję, że rano nigdzie nie zaśpisz zakładając, że masz lekki sen. Straszny śmieciarz, robi gdzie popadnie, poza swoją klatką jest zagrożeniem sam dla siebie.

O innych zwierzętach nie miałem przemyśleń, a z sześciu powyższych najlepsze właściwości towarzyskie spełnia raczej pies. Niestety niektóre gatunki interesują się odchodami i błotem, śmierdzą i brudzą na potęgę. Inne gatunki są "trudne do tresury", co oznacza po prostu, że są niezmiernie głupie, a także agresywne. Ciekaw jestem jakie rasy są Waszym zdaniem w miarę czyste, ciche i mało agresywne?


11 lip 2014

Wizyta w kinie...

A więc tak jak w tytule postu - wybrałem się do kina... Konkretnie na czwartą część Transformers - bajkę z mojego dzieciństwa przerobioną na hiperwysokobudżetowy film. Nie wiem o czym był dokładnie, nie pamiętam szczegółów fabuły i nie wiem czy mogę go komukolwiek polecić. Już wyjaśniam czemu:

od wejścia na salę i znalezieniu swojego miejsca zaczęły się reklamy trwające ok. 25 minut. Zbyt głośne, zbyt krzykliwe. Gdy już myślałem, że film się zaczyna, okazywało się, że to inne filmy i ich reklamy. Równie głośne, równie krzykliwe. Ok, wyłączyłem się z powodu nadmiaru bodźców - zawsze tak robię, pod warunkiem, że bodźce nie są dla mnie zagrożeniem.

Film się zaczął. Z uwagą zacząłem śledzić sceny, ich dokładność, ilość szczegółów, rozdzielczość, konstrukcje dziwnych robotów, które zmieniały się w samochody. Próbowałem znaleźć wspólne cechy robota przed transformacją i po transformacji - blachy, oznaczenia na masce, ramiona w alufelgach, kształty szyb, końcówki rur wydechowych....

Niestety ujęcia filmu trwały sekundę, dwie po czym diametralnie się zmieniały. Przez tą sekundę ilość szczegółów widocznych na ekranie była zatrważająca, nie do ogarnięcia. Do tego bardzo głośne odgłosy. Setki, tysiące szczegółowych ujęć, miliony klatek informacji, zacząłem się powoli wyłączać. Zgubiłem gdzieś kilka wątków, z niepokojem czekając na kolejne salwy i wybuchy. Dynamicznie poruszające się postacie robotów i ludzi zaczęły mi się mieszać.

Po ponad 2,5h ładowania w siebie bodźców, wyszedłem z kina... pijany, oszołomiony, ogłupiały. Wsiąść za kierownicę w takim stanie? Nie ma mowy. Czułem się tak zmęczony treścią ładowaną wprost do mojego mózgu, że nie miałem siły nawet przemyśleć, czy mi się podobało.

Na drugi dzień mało co pamiętałem, a ilekroć próbuję sobie przypomnieć o czym był film, czuję ciężar przytłaczających mnie bodźców i lekki ból głowy na samą myśl o nim. ;)
 
PS. w spokojniejszych scenach udało mi się dostrzec jakiegoś łysolca w okularach, który aktorsko jako jedyny nie był "drewnianym kołkiem"
 
 

28 cze 2014

O nadwrażliwości na dźwięki słów kilka.

Kilka postów wcześniej pisałem o nadwrażliwości na zapachy. Niestety, jeszcze gorsza jest ta na dźwięki. O ile smród nie wywołuje we mnie bólu, o tyle odpowiedni dźwięk już tak...

Najgorsze są te o ultrawysokich częstotliwościach: dźwięk spadającej szklanki, rozbijającego się talerza, upadek metalu na kafelki - wszystkie te dźwięki wywołują nagłą pojawiającą się plamę - przez krótki moment jestem oślepiony. Następnie pojawia się ból głowy w lewej lub prawej skroni. Potężny ból głowy wywołuje też dźwięk pracującego kineskopu w telewizorze. Mówię o pozycji, gdy znajduję się z tyłu telewizora (np. przy montażu anteny). Na szczęście takich telewizorów już nie produkują.

Dźwięk szumiącego wiatru w uszach powstrzymuję wtykając sobie w uszy słuchawki. Dzięki temu, gdy jadę rowerem, mogę liczyć na odrobinę komfortu. Wprawdzie niektórzy mi to odradzają sugerując, że to niebezpieczne, ale ja i tak słyszę każdy szelest, tylko słabiej.

Jednym z najgorszych dźwięków doprowadzających mnie do szaleństwa jest stukot o parkiet piętro wyżej. Jest to dźwięk wywołujący bardzo silne zachowania nerwicowe, agresję, a po paru minutach totalne wyczerpanie.

Nienawidzę niektórych zegarków, które cykają. Zwłaszcza w nocy, kiedy ich intensywność doskwiera najbardziej. Każde cyknięcie wywołuje zaburzenie obrazu, który co sekundę... drga!

Nie cierpię dźwięku żarówek jarzeniowych... niestety nie ma takiej, która nie wywoływałaby dźwięku. Każda nadaje jazgot przypominający monotonne, zawieszone w czasie bzyczenie muchy lub komara.

Okropna jest dla mnie mowa ludzka, gdy ktoś nie przełknie śliny gromadzącej się na krawędzi przełyku. Głos ludzki zamienia się wówczas nieomalże w gdakanie. Ta barwa dźwięku wywołuje czasem łzy w oczach i wzdryganie się.

Petardy w sylwestra... panika, lęk, zbyt mocne bodźce... rozbłyski nie tylko na niebie, ale i w głowie.

Sroka, która obudziła się w nocy i skrzeczy metalicznym pogłosem. Wywołuje panikę, nagłe objawy nerwicowe i znów widziadła przed oczami... ustrzeliłbym! ;)

Wrzask kobiet i dzieci - mówię o upiornym "aaaaa" - np. gdy się czegoś przestraszą. Ten dźwięk wypowiada to, co dzieje się wtedy w mojej głowie. I znów zanik obrazu i ból głowy...

Jak sobie radzę?
  1. Unikam źródeł dźwięku - wiem... to banał
  2. Usuwam źródła dźwięku i zakopuję w ogródku
  3. Zatykam sobie uszy mięśniami (za uszami, z tyłu głowy), które też pracują przy przełykaniu - kilkadziesiąt lat wyrabiałem sobie te mięśnie. Ich praca jest męcząca, słychać szum, ale chwilowo pomagają całkowicie (prawie) eliminując hałas.
  4. Zatyczki/słuchawki do uszu. Niestety nigdy nie eliminują hałasu, jedynie zmniejszają jego intensywność.

Uwielbiam ciepły i delikatny dźwięk. Bez podbarwień, bez kłucia po uszach. Mogą być niskie częstotliwości, byleby nie dudniły. Uwielbiam słuchać muzyki i mam nawet specjalny sprzęt do odsłuchu. Skonfigurowany tak, aby "nie bolał".

PS.1. Punkt 2. jest żartem. Śmiesznym przynajmniej dla mnie. Nie każdy lubi moje poczucie humoru

PS.2. Polecam obejrzeć ten film, jeśli chcecie przez moment poczuć to, co ja i ludzie z nadwrażliwością sensoryczną :) Nie jest ani trochę przesadzony.

Nadwrażliwość sensoryczna: https://www.youtube.com/watch?v=ycCN3qTYVyo

24 cze 2014

Czy Aspi potrafi "być sobą"? Czyli o tym, co jest w środku człowieka z ZA

W ostatnim poście pojawiły się komentarze zachęcające mnie i innych Aspi do "bycia sobą". Przyznam się Wam, że nie mam pojęcia, jak tego dokonać. Miałem kilka dni na przemyślenia i wgląd w swoją przeszłość...

Odpowiedź na 100% brzmi: NIE!!!

Mało tego! Drodzy rodzice, opiekunowie! Nie pozwalajcie swoim Aspim "być sobą"! Nie po to wypracowano terapie, programy edukacyjne, sposoby docierania do ludzi ze spektrum autyzmu, by tacy jak ja pozostawali sobą. Przecież każda terapia, każda lekcja, rozmowa z rodzicami, zmiana zachowania ma prowadzić do WYUCZENIA SIĘ nowego zachowania lub nowych zasad. Uczymy się więc schematów... te schematy należą do kogoś, zostały przemyślane i wypróbowane. One nie są nasze, więc ucząc się ich na pewno nie zostaniemy sobą.

Dlaczego nie chcę być sobą? To dość proste. Funkcjonuję w społeczeństwie, bo naśladuję zachowania innych. Gesty innych, mimikę, słownictwo, sposób odpowiadania, "udawanie" nastroju adekwatnego do sytuacji. Obawiam się, że gdybym nie naśladował, nie powtarzał i nie udawał, ludzie zauważyliby u mnie poważny regres, a nawet zalecili różnego rodzaju terapie.

Poza tym aby być sobą, należy wsłuchać się w swoje emocje, dać się im ponieść, zachować się spontanicznie. Zauważyłem, że mam z tym problem. Spontanicznie to ja potrafię powtarzać wyuczone schematy. Czyjeś schematy, nie moje.

Spróbowałem wyobrazić sobie bycie sobą. Oczyma wyobraźni zobaczyłem człowieka, który jest w sklepie. Gdy ktoś do niego z tyłu podchodzi, wrzeszczy na niego, żeby sobie poszedł. Gdy stoi w kolejce do kasy i ktoś wepchnie mu się przypadkiem, człowiek jednym ruchem ręki wyrywa i wyrzuca siatkę z zakupami nieuczciwego cwaniaczka. Gdy ochroniarz pyta człowieka o to, co ma w plecaku wchodząc do sklepu, ten mu odpowiada, że nie odpowie, bo nie musi. Gdy wracając ulicą widzi pędzący motor z wyjątkowo głośnym silnikiem, podnosi kamień i rzuca motocykliście pod koła. Dźwięk silnika wszak jest tak przeraźliwie głośny, że ból w głowie doprowadza człowieka do szału. Gdy człowiek widzi kierowcę wyrzucającego niedopałek przez otwarte okno swojego auta na światłach, ten do niego podchodzi i wrzuca mu peta z powrotem wprost na tapicerkę.

Taaak... z całą pewnością powyższy typ, który "jest sobą" należy do tych antypatycznych, antyspołecznych dziwaków. Cieszę się, że nie potrafię być sobą, bo jest mi zwyczajnie w życiu łatwiej! I pilnujcie, żeby Wasi Aspie też nie byli sobą. Naprawdę, czasem nie chcielibyście zobaczyć, co jest w środku nas!

21 cze 2014

Czy Aspie odczuwa, że jest Aspie?

Staram się pisać o rzeczach, które Was nurtują, oto pytanie, jakie otrzymałem w tym blogu od jednej z czytelniczek:

Czy Aspie odczuwa, że jest Aspie?

Odpowiem jak Aspie: NIE.

-----------------------------------------------------

Powyższa odpowiedź może nie usatysfakcjonować części z Was, więc ją uzasadnię.

Żyję w swoim ciele od urodzenia i nie mam pojęcia jak wygląda życie w innych ciałach. Natomiast jestem świadomy swoich trudności na tym świecie, bo widzę, że inni ich nie mają. Oczywiście niektórzy Aspie nie mają tego przywileju/przekleństwa być świadomymi, że ludzie krzywo się na nas patrzą, ja niestety/na szczęście go mam. I to chyba najsilniejszy motywator do zmian i pracy nad sobą.

A więc obserwując reakcje innych dociera do mnie świadomość, że jest ze mną coś nie tak. Jest to duży dyskomfort, bo mam silną potrzebę posiadania zdrowych relacji z innymi, a moja "inność", ekstrawagancja, tupet, niedopasowanie mi w tym przeszkadzają.

Cierpię jako Aspie dlatego, że rozumienie innych ludzi jest walką z niewiedzą. Moje sposoby reagowania są wyuczone, a nie intuicyjne. Nie starcza mi czasem intelektu, by móc skutecznie maskować swoje wady "udając" spontanicznie emocje. Czasem ich nie ma, czasem jest ich nadmiar w miejscach, gdzie inni ludzie by ich nie okazali. Moje normy społeczne są zupełnie inne do tego, co oczekują inni, a brak spełniania oczekiwań innych jest dla mnie dyskomfortem.

Nie odczuwam więc bezpośrednio, że coś ze mną nie tak. To inni to odczuwają okazując mi to i stąd czasem mi zwyczajnie ciężko.

Dlatego "normalnym" zawsze jest trudno w relacji ze mną. Z jednej strony chciałbym być traktowany "normalnie", a z drugiej nie rozumiem "norm" w zachowaniu innych. Dlatego nigdy nie będziecie dla mnie idealnymi przyjaciółmi, opiekunami i partnerami. Oczekuję od Was normalności, której nie rozumiem i nie pojmuję. A co najgorsze (oczywiście dla Was) - nigdy Wam tej normalności nie dam!

Smutne? Wcale nie, brak zrozumienia traktuję jako normę. Z pomocą przychodzi mi mój prywatny świat, który jest dla mnie arcyciekawy. :) Dla Was również nie jest to smutne, bo "inność" jest całkiem ciekawa!

15 cze 2014

O nadwrażliwości na zapachy słów kilka.

Ciepłe dni nastały ostatnio. Lubię ciepłe dni, bo znacznie chętniej spędzam czas na dworze. Rower, spacer, przyroda, ciekawe kolory nieba. Tym razem byłem w centrum miasta. I co roku to samo, gdy zaczynają się pierwsze prawdziwe upały: ZAPACHY! na początku nie było źle - pizza, kebab, grill. Nasze typowo polskie jedzenie. :) Potem kwiaty, zagajniki z kwitnącymi krzakami (nie znam ich nazw), tu bez, tam świerki. Nawet samochody jakoś tak mniej kopcą niż 15 lat temu - zwróciliście na to uwagę?

Przyszła kolej na mniej przyjemne zapachy: ludzie. Niektórzy cuchną nieświeżym ubraniem, inni kwaśnym oddechem. Jeszcze inni śmierdzą intensywnym żelem pod prysznic (to akurat jest do zaakceptowania), a inni mocno wybuchową mieszanką perfum z.... potem! I to wcale nie tylko mężczyźni! Kobiety również! Kolejka po lody, tłok w restauracji, w komunikacji niestety generuje stres, który jest przyczyną smrodliwego potu. Ludzie starsi śmierdzą naftaliną, a młodzież sztucznymi zapachami ze słodyczy, które nieustannie żrą. ;) Do tego spocone stopy. Najgorszym ze wszystkich jest zapach potu, szczególnie obrzydliwie "wygląda", gdy pochodzi od dziewczyny/kobiety.
Nadwrażliwość na zapachy to również zalety. Wyobraźcie sobie ciepły wieczór, zachodzące słońce i wszelkiego rodzaju trawy, kwiaty, drzewa, krzewy, które oddają ciepło intensywnie parując upajają wręcz swoją odurzającą nutą. Wtedy właśnie uwielbiam wyjść na spacer albo na rower - pojechać w pobliże rzeki, stawu, gdzieś gdzie jest mało zapachów ludzkich, a dużo tych energetycznych, pochodzących wprost od natury. Jeśli dodam do tego dźwięki wieczornych ptaków - trzciniaka, żurawia, odgłosy żab, to jest to dla mnie kapitalne miejsce do odpoczynku i wytchnienia. To jedno z niewielu wydarzeń, gdy intensywne bodźce są dla mnie przyjemne, a ja pozytywnie ładuję swoje akumulatory 

10 cze 2014

Z cyklu: Jak postrzega świat Aspi? [2]

Dziś w sklepie wielkopowierzchniowym znanej firmy robiłem zakupy (prawie) codzienne, tzn. pieczywo, smarowidło do pieczywa, napój, gazetę i odrobinę alkoholu. Natrafiłem na problem, który był dla mnie trudny do rozwiązania pomimo pozornie błahej sprawy.

Zakupy wieczorne to do siebie mają, że niewiele kas jest czynnych. Z powodu nadmiaru ludzi w kolejce, zdecydowałem się na kasę "alkoholową", na uboczu, przy której stało mało ludzi. Gdy przyszła moja kolej, wystawiłem pani kasjerce wszystkie moje zakupy, a następnie zostałem z pustym, plastikowym koszykiem. Zapytałem więc ekspedientki, gdzie mogę odstawić koszyk, gdyż obok nie było żadnego jasnego miejsca jego przechowywania. Pani odpowiedziała mi, że obok. I tu zaczął się problem...

"Obokiem" można nazwać ladę, przy której dokonywałem płatności lub też miejsce koło lady zarówno z jej lewej, jak i prawej strony. "Obokiem" była dla mnie też sąsiednia (nieczynna) kasa z miejscem specjalnie przeznaczonym na koszyki. Aby dokonać właściwego wyboru, ponowiłem pytanie, ale i tym razem otrzymałem mało precyzyjną odpowiedź, że "jak pan postawi obok, to będzie dobrze"...

Miałem wrażenie, że gdy zapytałem się po raz trzeci o to samo (wciąż nie otrzymałem zrozumiałej dla mnie odpowiedzi), ludzie stojący w moim pobliżu zaczęli się irytować, a nawet dziwnie patrzeć. Łącznie z kasjerką oczywiście.

Wybrałem wariant najbardziej mnie satysfakcjonujący: pomaszerowałem odnieść koszyk do zamkniętej kasy obok na stosik innych koszyków. Tym razem na pewno poczułem na sobie spojrzenia ludzi, które dały mi jasno do zrozumienia, że chyba coś zrobiłem nie tak.

Wielokrotnie pisałem Wam, że kilkadziesiąt lat uczyłem się "normalnych" zachowań przez naśladownictwo, ale tym razem wzorca zabrakło. Nawet gdybym przypomniał sobie podobne zdarzenia z innymi ludźmi, to nie w tym sklepie, nie z tym kształtem lady, nie z tą lokalizacją stosu koszyków przy nieczynnej kasie, nie z tą odpowiedzią kasjerki. Było to zadanie do rozwiązania tylko przeze mnie - bez żadnej ściągi, bez precyzyjnej podpowiedzi, bez długiego czasu na namyślanie się.

Dość mało komfortowa sytuacja - konieczność natychmiastowego działania, z trzykrotnie powtarzaną próbą pozyskania niezbędnych informacji skończonych fiaskiem. Dyskomfort polegał na tym, że czułem spojrzenia i niejako myśli ludzi, wśród których mogły się pojawić takie określenia jak debil, czubek, pierdoła i być może parę innych.

Dlaczego tak się przejmuję tą z pozoru błahą sytuacją? No cóż... mógłbym się zachować całkowicie dla siebie naturalnie... "Obok" mnie była z jednej strony kasa, z drugiej kawałek lady do wypakowywania zakupów przez następnego klienta. Tam właśnie logika podpowiadała mi zostawić koszyk - po prostu przesunąć go ręką tak, żeby stał "obok". Zero stresu. Szybki ruch i "dowidzenia".

To nie sztuka rozumieć w sposób dosłowny komunikaty i polecenia innych ludzi. Nie powinno mnie to obchodzić, ale nie chcę zostać aspołecznym dziwakiem, niesympatycznym ekscentrykiem. Chcę rozumieć ludzi, dbać o relację z nimi. Chcę należeć do społeczeństwa i móc tak się z nim komunikować, jak inni to robią. Podobno moim atutem w walce z naturą ZA jest inteligencja. Ale... czasem chyba to za mało...


30 maj 2014

Z cuklu: Jak postrzega świat aspi? [1]

Drodzy rodzice i opiekunowie Aspich!

Od jakiegoś czasu czytam Wasze wypowiedzi będące czasem pamiętnikami, czasem zapisami normalnych dni, a czasem wyrazem bezradności wobec problemów jakie sprawiają Wasi podopieczni.

Co ja na to? Powiem krótko: Fajnie, że chcecie zmian i fajnie, że dużo jesteście w stanie z siebie dać, aby było lepiej.

Ale nie wszystko co czytam jest w 100% pozytywne. Nie będę mówił wprost, bo "nauczyłem się", że mówienie przykrych rzeczy wprost często kończy się urwaniem kontaktów z taką osobą. No to do dzieła:

Nie starajcie się zmienić świata, aby przystosował się do Waszych Aspich. Ja wcale nie pragnę, żeby świat mnie zrozumiał! To ja wolę się świata nauczyć i go poznać.

Popłyńcie ze swoją pociechą kajakiem po rzece. Będzie to doskonała lekcja dla Was obojga: Nie da się zawrócić rzeki, aby była dla nas dobra i żeby zrozumiała nasz kajak. Za to my możemy zrozumieć rzekę: jej nurt, prądy, przeszkody, które czyhają... Jak machać wiosłami, aby się nie namęczyć za bardzo i płynąć naprzód. Jeśli opanujemy tą technikę, rzeka nas sama zabierze naprzód.

Podobnie jest z prawdziwym życiem - jest jak rzeka - albo się dostosujesz, albo zrobi Ci krzywdę... Kiedyś wdałem się w niebezpieczną grę zmieniania świata pod moje reguły i dyktando. To było złe. Zacząłem tracić znajomych, relacje ulegały pogorszeniu, a ja stałem się emocjonalnym wyzyskiwaczem, który wymagał od innych jeszcze więcej służalczości, przywilejów i "szacunku". Aspi to nie "piękny umysł", o którym z taką nadzieją piszecie, że podobno gdzieś głęboko w nas drzemie, czyniąc nas wspaniałych i niezwykłych. Aspi to ktoś, kogo prawdziwej natury nie chcieliby poznać nawet jego rodzice. Kto z Was jest w stanie zaakceptować odludka, który wrzeszczy, bije i rzuca przedmiotami, gdy coś mu się nie podoba lub gdy spadnie Wam talerz na ziemię? Nie lubimy zamkniętego w sobie dziecka kiwającego się beznamiętnie, patrzącego się na swoje ulubione zabawki, jakby się w nich zakochał i tylko one by się liczyły w życiu.

Powyższy, bardzo przykry dla niektórych opis, to początek drogi. Drogi, po której będziecie swoją pociechę prowadzić. Ale nie po to, żeby go gdzieś doprowadzić w miejsce wymyślone przez Was! Prowadzicie nas po to, abyśmy to my któregoś dnia zaczęli wyznaczać sobie cele i korzystając z tego, czego nas nauczyliście, doszli (dopłynęli) do naszego miejsca!

A więc nie próbujcie dostosowywać świata do nas. To będzie sztuczny świat - nieprawdziwy i hermetyczny. Niczego się nie nauczymy, nie opracujemy sobie żadnych schematów postępowania. Jeśli do takich warunków się przyzwyczaimy, tym bardziej będzie bolało zderzenie z rzeczywistością. Zrobicie z nas dzikusów, którzy będą mieli problem w zderzeniu z prawdziwą cywilizacją. Nie trzymajcie nas na płyciźnie, bo nigdzie nie dopłyniemy! Uczcie nas pływać, z czasem na głębokiej wodzie i samodzielnie.

Zachęcajcie nas do samodzielnego pływania. Pokażcie korzyści obcowania ze światem. Opowiadajcie nam co będziemy mieli, jeśli zrealizujemy cel. Wykorzystajcie nasze obsesje i fiksacje - to nasz największy motor napędowy i popęd! To obsesje motywują nas do czegokolwiek i jeśli mamy osiągnąć coś, z czego WY będziecie dumni, to właśnie dzięki naszym pragnieniom! Jeżeli nauczycie się mądrze kontrolować to, co nazywacie naszymi obsesjami, osiągniecie swoje osobiste cele wobec nas.

I jeszcze jedno... obsesje są czasem przez zwykłych ludzi nazywane zdziecinnieniem - zwłaszcza, jeśli zafiksuję się na jakimś rodzaju przedmiotów. Jeśli jesteś partnerem/rodzicem/opiekunem Aspiego - nie waż się tak tego nazywać, bo to niszczące dla naszej relacji z Tobą. Nic na to nie poradzę, że tylko moja "obsesja" liczy się dla mnie w życiu. Na to nie ma lekarstwa...


26 maj 2014

15 lat zmian na plus czyli najlepsza (dla mnie) terapia w życiu!

Autoterapia? Czemu nie! W końcu potrzebowałem zmian od kiedy skończyłem 13 lat. Widziałem co się wokół mnie dzieje - dzieciaki z mojej klasy razem bawiły się na podwórku, spotykały się pod klatkami, śmiali się na przerwach z durnych rzeczy. Największym motorem do zmian była jednak chęć obcowania z płcią piękną!

Pochodzę z rodziny dziwaków, więc przywykłem do środowiska, w którym normą były dość specyficzne zachowania - nietypowe dla ludzi spoza grona najbliższych. To był największy hamulec! I uwaga! Jak czasem się przyglądam, to ludzie z ZA pochodzą z rodzin, w których krewni często bywają ekscentrycznymi, specyficznymi intelektualistami, zamkniętymi w sobie odludkami itp. To bardzo ważne, a dlaczego - napiszę w którymś z kolejnych postów.

W wieku 14/15 lat wraz z nową szkołą postanowiłem zmienić swoje relacje z ludźmi, a raczej... nauczyć się ich. Porzuciłem swoich dawnych kolegów (niewielu ich miałem), zmieniłem całkowicie środowisko, z którym spędzałem czas, ograniczyłem kontakt jedynie do najbliższej rodziny i zacząłem poznawać nowych kolegów, koleżanki, eksperymentować z zachowaniem się w towarzystwie.

Początki były bez rewelacji. Raczej się ośmieszałem. Aby zaimponować w towarzystwie (każdy młodzieniaszek tego potrzebuje), brylowałem wiedzą w obszarach, którymi się baaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo interesowałem ;) Największym owocem moich przechwałek był wniosek, że chyba nie staję się tym kim chcę, lecz raczej ciekawostką, indywiduum i kimś w rodzaju chwilowego kuglarza, który nie jest żadnym poważnym partnerem do czegokolwiek. Wniosek, do którego doszedłem był okrutny, ale na szczęście trafny. Szkoda, że zajął aż 4 lata!

Kolejnym etapem była obserwacja najlepszych... Cóż to znaczy? W ekonomii to pojęcie nazywa się benchmarkingiem - czyli kopiowaniem najlepszych wzorców w danej dziedzinie. Żeby coś skopiować, trzeba to widzieć. Do tej pory patrzyłem, ale nie widziałem. Widzenie jest głębsze, zawiera w sobie świadomość poczynionych obserwacji i pozwala na wyciągnięcie wniosków. Tak więc zacząłem "widzieć" albo "postrzegać" zachowania niektórych osób, które były świetne w dziedzinach, które pragnąłem opanować. Jakie to były zachowania? Takie, które sprawiały, że stawały się duszami towarzystwa!

W ciągu następnych 5-10 lat zacząłem tworzyć swoje własne zasady ulegające zmianom i przekształceniom, ale w końcu osiągnęły dość dojrzałą formę i osiągnąć właściwie wszystko, o czym marzyłem w kategorii pt. "relacje społeczne". Jakie to zasady? Oto one:

  1. Nigdy nie bądź diamentem - idealnym, nieskazitelnym, wartościowym i perfekcyjnym... ludzie nie znoszą ideałów i nieomylnych omnibusów. Nazywają ich dupkami i obgadują na każdym kroku. Wniosek: Nie chwal się, bądź skromny, przyznawaj się błędu
  2. Nigdy nie bądź twardym jak skała... ludzie nie znoszą supermanów, niewzruszonych, opanowanych w każdej sytuacji twardzieli. Do kamienia się nie przytulisz. Do miękkiej poduchy tak. :) Pokazuj więc ludziom swoje słabości, nie wstydź się ani odczuć, ani błędów, ani łez. Mów kiedy Ci źle, mów kiedy jesteś smutny lub wzruszony. Nie wstydź się tego!
  3. Nigdy nie bądź nieomylnym... jedyne co osiągniesz, to rywalizację, zawiść, poczucie zagrożenia wobec Ciebie oraz zwykłą niechęć. Przyznawanie się do błędu, mówienie wprost, "że się nie znasz" i wysłuchiwanie mądrości i kazań ludzi, jako prawdy objawione szybko przyniosą Ci grono znajomych, którzy będą chcieli podnieść swoją wartość, gdy... Ty uznasz za wartościowe to, co oni mówią!
  4. Naucz się patrzenia w oczy... nawet, jeśli to niekomfortowe. Unikanie kontaktu wzrokowego to dla ludzi oznaka strachu, niepewności, wrogości. Patrząc w oczy, znacznie szybciej nawiążesz kontakt. Nawet, jeśli to bardzo trudne - w miarę łatwo się tego nauczyć, bo przynosi pozytywne rezultaty.
  5. Naucz się asymetrii własnego ciała... stanie na baczność, wyprostowanym powoduje, że wyglądasz jak spięty kołek i tak mniej więcej będziesz też odbierany przez ludzi. Przyjmuj pozycję "spocznij", wystaw nogę do przodu, włóż rękę do kieszeni i co najważniejsze: gdy z kimś rozmawiasz, przechyl lekko głowę w lewo lub prawo. Będziesz wyglądał na zainteresowanego drugą osobą, która się przy Tobie "rozkręci":)
  6. Naucz się uśmiechu - nie wiedzieć czemu, drugi człowiek też odpowie uśmiechem i będzie przekonany, że jesteś życzliwy wobec niego, że masz dobre intencje i że go lubisz.
  7. Śmiej się - nawet, gdy ktoś Ci dokucza i robi sobie z Ciebie żarty - śmiej się pokazując, że to Cię nie rusza. ;) Miej do siebie dystans. Jak ktoś Cię złośliwie skrytykuje, popraw go i dodaj od siebie jeszcze więcej krytyki! Oczywiście pod swoim adresem. Dziwne, ale autodystans i krytyka samego siebie sprawia, że ludzie zaczynają Cię bardzo lubić! Skoro tak to cenią - daj im to! :)

Po 15 latach okazało się, że moja żmudna autoterapia okazała się terapią... poznawczo-behawioralną... A więc czy chcesz się zmienić? W takim razie: obserwuj, naśladuj, zmieniaj, doskonal i powtarzaj! Otaczaj się takimi ludźmi, jakimi chciałbyś być!
 
Miłego dnia/nocy :)
 
 

19 maj 2014

Poznaj Aspergera, czyli czego się wystrzegać wobec wobec niego?

  1. Nie próbuj mnie leczyć. To nie jest ani psychicznie ani fizycznie możliwe.
  2. Gdy jesteś na mnie zły(a)/wściekły(a), nie mów mi na głos, że to dlatego, że jestem Aspergerem. To wyjątkowo przykre.
  3. Gdy chcesz mi nadokuczać, to nie mów mi, że jestem nienormalny. Ameryki nie odkryłe(a)ś przede mną, a ja wiem, że Twoim zamiarem było upokorzenie mnie.
  4. Gdy pytam Cię kilka razy o to samo, to dlatego, że nie zrozumiałem, a do tego stopnia chciałbym zrozumieć, że ryzykuję nawet swoją reputację zadając Ci powtórne pytanie.
  5. Gdy faktycznie Cię nie słucham, nie wypominaj mi tego. Nie jestem w stanie skupić się na Tobie w tym momencie!
  6. Gdy Ci robię awanturę, nie odpowiadaj mi tym samym. Wybucham, gdy czuję lęk i tak naprawdę chcę, żebyś ze mną porozmawiał(a) za pomocą logicznych i przyjaznych argumentów.
  7. Zarzucasz mi, że kłamię? Kompletnie się tym nie przejmuję... Przecież całe życie uczę się udawać normalnego człowieka, a udawanie jest często równoznaczne z kłamstwem, prawda?
  8. Chcesz mnie zrozumieć? Nie komplikuj! Myśl w prosty i logiczny sposób. Każde zachowanie, którego nie rozumiesz ma swoje rozsądne i banalne zazwyczaj wytłumaczenie.
  9. Chcesz mnie zachęcić do tego, bym się cieszył/śpiewał/tańczył/wrzeszczał/wydurniał się wraz z Tobą i innymi? Właśnie straciłeś w moich oczach kretyńskim poleceniem nie do wykonania!
  10. Nie mów mi nigdy "Bądź wreszcie sobą"!!! Naprawdę nie chcesz żebym opluł Ci twarz, wylał szklankę z zawartością na Ciebie, wstał, trzasnął drzwiami i zamknął się w pokoju zajmując się swoimi sprawami. Zresztą nie po to całe życie uczę się bycia ułożonym. :)

Podświadomie czuję, że powyższa lista powinna być sukcesywnie rozszerzana ;)


18 maj 2014

Czego bym chciał jako Asperger i czym jest "szklana ściana"?

Przywilejem albo przekleństwem Aspiego jest fakt, że raczej domyśla się on bycia nieco innym, niż ludzie go otaczający. Jedni Aspi mają to kompletnie gdzieś, jeszcze inni się tym chełpią i wręcz popisują, a ja należę do grupy, której ten fakt przeszkadza. I to całkiem mocno przeszkadza.

Po wielu latach wiem, co dokładnie mi przeszkadza. Umiem to nazwać, widzę i czuję przeszkodę, co nie znaczy wcale, że umiem z nią sobie radzić. Bo niestety bywa, że nie umiem. Można udawać normalnego człowieka, można nauczyć się być towarzyską, rozmowną osobą, ale rzadko kiedy potrafię radzić sobie ze zjawiskiem, które nazwałem "szklaną ścianą".

Wyobraźcie sobie wokół Was są znajomi. Dyskutują ze sobą, bawią się, śmieją. Panuje bardzo pozytywna atmosfera, która udziela się prawie wszystkim. Oprócz Ciebie. Owszem - śmiejesz się razem z nimi, jesteś nawet dowcipny. Czemu to robisz? Bo chcesz się "bawić" razem z nimi, "poczuć atmosferę", oddać się rozkoszy śmiechu i pozytywnych emocji. Chcesz w nich pływać i odurzyć się nimi! Ale niestety... to właśnie "szklana ściana" powoduje, że nie poczujesz się nigdy tak jak inni, że nie będziesz tego tak przeżywał jak inni. Ściana, która przeszkadza Ci czuć i odczuwać radość w takim stopniu, w jakim pragniesz...

Szklana ściana, to nie tylko ludzie. Wyobraź sobie, że jedziesz na upragniony urlop do lasu. Czekasz na ten moment, kiedy poczujesz zapach igliwia, wieczornych rozgrzanych łąk, kiedy oddasz się bez reszty nasłuchiwaniu skowronków i żurawi, kiedy z uwielbieniem będziesz pływał łodzią po malowniczym jeziorze, a wieczorem rozpalisz kominek z fantazyjnymi, ciepłymi płomieniami... Tak bardzo liczysz na to, że będziesz w stanie rozkoszować się tymi wszystkimi rzeczami w pełni, ale mimo, że czujesz, dotykasz i widzisz... "szklana ściana" znów przeszkadza odczuwać radość z tego w pełni. Okropne!

Mnogość takich sytuacji sprawia, że czuję w swoim życiu głód i chęć, aby przeżywać coś bardziej i mocniej. Jakbym nie miał bezpośredniego kontaktu z pozytywnymi emocjami. Jakbym był pilotem zamkniętym we wnętrzu robota, którym jest moje ciało!
 
Czasem moje życie przepomina poszukiwacza doznań, które będą w stanie przebić się do mojej głębi i poczuć namacalność pozytywnych emocji. Szczerze zazdroszczę tej umiejętności innym ludziom!
 
 

25 kwi 2014

Jak nauczyłem się być "prawie zwykłym" człowiekiem, czyli recepta na osiągnięcie PRZEŁOMU w życiu Aspiego...

Jak nauczyłem się być "prawie zwykłym" człowiekiem, czyli recepta na osiągnięcie PRZEŁOMU w życiu Aspiego...

To będzie jeden z najważniejszych i najbardziej polecanych przeze mnie postów, jakimi chciałbym się z Wami podzielić.

Aspie (zwłaszcza w młodym wieku), to pamiętnik, notatnik wiedzy. Dysk twardy komputera, który magazynuje, przetwarza, ale... nie umie tego wykorzystać dopóki ktoś go nie nauczy wykorzystania tej wiedzy. ZA trochę przypomina komputer, który potrafi wykonać masę operacji, ale rzadko kiedy z własnej woli. Sęk w tym, że te operacje są programami, a więc schematami, które ktoś musi Aspiemu wytłumaczyć i nauczyć.

Każdy rodzic, opiekun, nauczyciel i wychowawca, to informatyk, który musi zaprogramować taki "komputer", aby wykorzystać zgromadzoną wiedzę w sposób twórczy, czyli np. zbudować nową relację, ukończyć szkołę, zdobyć pracę, znaleźć partnera, wychować dzieci.

Najwyższą sztuką i jedną z najważniejszych rzeczy, której możesz nauczyć swojego Aspiego jest umiejętność SAMOPROGRAMOWANIA się, która sprawi, że Twój "Komputerek" zacznie sobie radzić w życiu zupełnie samodzielnie. Jak tego dokonać? Niech się nauczy poniższego schematu postępowania:

Jak mogę osiągnąć swój cel?

  1. Najpierw pragnę osiągnąć cel, który widzę wyobrażając sobie korzyści z jego osiągnięcia.
  2. Lokalizuję przeszkodę, która uniemożliwia mi osiągnięcie tego celu.
  3. Szukam osób, które pokonały przeszkodę podobną do mojej i osiągnęły cel podobny do mojego.
  4. Obserwuję postępowanie tej osoby, zwłaszcza zachowanie, które umożliwiło jej osiągnięcie celu.
  5. Kopiuję zachowanie, które zaobserwowałem stosując je w swoim dążeniu do celu. Jeśli cel nie zostanie osiągnięty, wracam do punktu 3 lub 4.
Powyższy schemat stworzyłem sobie sam w wieku ok. 19 lat i pokażę go Wam teraz na autentycznym przykładzie:

  1. CEL: Bardzo chciałem mieć dziewczynę.
  2. PRZESZKODY: Nie miałem znajomych, byłem nieśmiały i małomówny
  3. OSOBA, na której się wzorowałem: mój kolega z klasy, który pomimo swojej wątpliwej urody miał już sporo dziewczyn. Zacząłem z nim przebywać/trzymać się (na imprezach, wycieczkach itp.)
  4. OBSERWOWAŁEM:
    • sposób rozmowy ze znajomymi (zwroty, intonacja, dobór słów, gestykulacja, mimika, tematy wypowiedzi)
    • sposób rozmowy z dziewczynami (j.w.)
    • częstotliwość i miejsca jego spotkań ze znajomymi
  5. KOPIOWANIE ZACHOWANIA: Stosowałem podobne zwroty, intonację wypowiedzi, dobierałem podobne tematy, naśladowałem mimikę (zwłaszcza uśmiech, sposób pochylenia głowy, patrzenie się w oczy).
Po dwóch miesiącach częściowo mi się udało, tzn. przykleiła się do mnie dziewczyna... niestety była zupełnie nie w moim typie, choć podobno była "ładna"!

Po roku udało mi się osiągnąć mój cel całkowicie.

Schemat zadziałał w 100%, więc zacząłem go powtarzać w innych dziedzinach życia: studia, a później praca. (prawie) zawsze z sukcesami.

Może wydać się to komuś śmieszne, ale nad stworzeniem i opanowaniem tego schematu pracowałem samodzielnie latami. Szkoda marnować tak dużo czasu, dlatego chciałbym się nim podzielić z Wami i ze wszystkimi Aspie, dając im drogę na skróty ku lepszemu, bardziej zrozumiałem dla NAS światu.

Uważam, że dopiero w wieku 19 lat moje życie stało się dla mnie pasją i polem do eksperymentowania z różnymi "programami", które implementowałem zgodnie z powyższym, kluczowym dla mnie schematem.

Stosujcie, wykorzystujcie ten schemat, uczcie go Wasze pociechy, a w razie pytań - służę Wam pomocą!

24 kwi 2014

Asperger w szkole, czyli jak (nie)dać nauczycielowi do wiwatu

Drodzy pedagodzy, nauczyciele, wychowawcy! Mam dla Was złą wiadomość: ZA jest słabo rozpoznawalny, gdy ktoś się nie zna na tej przypadłości... nawet dla psychologa! Dlaczego? Bo Aspie zachowuje się dziwnie, oto co może:

  1. być kujonem wygaszonym lub... kujonem zadającym trudne pytania
  2.  sprawiać wrażenie niezwykle mądrego lub... przygłupiego zadając durne pytania
  3. być cichym i posłusznym uczniem lub... rozrabiaką, o którym myślicie, że rodzice go nie wychowali albo ma ADHD
  4. mieć ogromną wiedzę (z niektórych przedmiotów) lub... nie mieć jej wcale (jeśli coś go nie interesuje)
  5. może w ogóle nie mieć kolegów lub... mieć ich całkiem sporo (bo np. jest cool i daje ściągać na przerwie prace domowe)
  6. może unikać kontaktu wzrokowego (często nauczyciele myślą, że ma kłopoty rodzinne) lub jest w Ciebie wpatrzony jak w obrazek (co wcale nie oznacza, że Cię słucha).

Takich dylematów znalazłoby się jeszcze kilka, ale ZA ma na szczęście nie tylko wady, ale i zalety. 

Zacznijmy od tych gorszych:

WADY:
  1. Aspie szybko Ci pokaże, czy jesteś dobry ze swojej dziedziny, czy jesteś profesjonalistą i czy masz zdolności do nauczania
  2. Aspie może nie dać Ci spokoju, jeśli jesteś nauczycielem z dziedziny, w której ma swoje zainteresowania (obsesje)
  3. Aspie będzie od Ciebie wymagał solidności, dotrzymywania obietnic i może zrobić Ci nawet publiczną awanturę, jeśli postąpisz wbrew zasadom, które ustaliłeś(aś)
  4. Aspie może się źle uczyć i być zwykłym tłukiem z Twojego przedmiotu
  5. Aspie może mieć zły wpływ na inne dzieci, które będą mu dokuczały, śmiały się z niego, alienowały się od niego
  6. Aspie nie zrobi niektórych rzeczy, choćby nie wiem co (np. jakieś ćwiczenie na WFie, zamknięcie się w sobie podczas odpowiedzi)

ZALETY:
  1. z Aspim możesz się dogadać - ale w specyficzny sposób: poproś, by został chwilę po lekcji i poproś go o dany sposób zachowania czy o unikanie sprawiania Ci trudności. Pamiętaj, że warto logicznie uargumentować swoją prośbę
  2. Gdy Aspiego interesuje zbyt wiele - wykorzystaj to i poproś o przygotowanie materiału na dany temat, który go fascynuje
  3. Aspiego łatwo nauczyć pożądanych schematów zachowań. Wystarczy mu przedstawić korzyści takiego a nie innego zachowania, poprosić o pomoc w tym wychowawcę i pedagoga/psychologa szkolnego
  4. Gdy zainteresujesz Aspiego swoim przedmiotem (a więc jesteś zdolnym pedagogiem), możesz liczyć na zaangażowanie z jego strony.
  5. Uważaj na kary, które dajesz Aspiemu: stanie w kącie, nagana, wizyta u dyrektora, nagana publiczna przed klasą jest w jego oczach zemstą i bolesnym aktem agresji, którego powodu nie zrozumie. On zazwyczaj nie zna powodów swoich przewinień i nie rozumie, że pewnych rzeczy robić mu nie wypada.

Jak uczyć Aspiego?

  1. mów przede wszystkim poprawnym językiem
  2. używaj zróżnicowanej intonacji swojej wypowiedzi
  3. pokazuj jak najwięcej przykładów i zastosowań w praktyce
  4. nie podnoś głosu pokazując zirytowanie, bo takie bodźce będą dla niego zbyt silne i jego uwaga może się wyłączyć
  5. Aspie czasem skarżą... I zwykle mają rację w swoich skargach. Gdy nie mają - wytłumacz dlaczego racja nie jest po ich stronie. Gdy mają - pociesz, ukarz winnego i bądź konsekwentny. Gdy zapomnisz o konsekwencji tego co mówiłeś, Aspie sobie to zapamięta! :)
  6. bądź tolerancyjny w dziwactwach Aspiego. Gdy reaguje niestosownie do sytuacji, naucz go poprawnego zachowania. Ale po lekcj ;)

Pamiętaj na wywiadówkach, że rodzice Aspiego też bywają Aspie!