14 sty 2016

Życie na krawędzi załamania

Czas przyspieszył.

Siedzę sobie cichutko w ukryciu, nie jestem w stanie się skoncentrować zbyt mocno na jednej czynności, nie mówiąc już o kilku. Patrzę się co jakiś czas wnikliwie przez okno na przejeżdżające samochody...

... Po chwili odwracam głowę z powrotem w ekran komputera. "Chwila" patrzenia przez okno trwała 20 minut. Zabieram się do zrobienia ważnej rzeczy. Przygotowania trwały 1,5 godziny! Idę za potrzebą do łazienki. Po wyjściu stwierdzam, że minęła godzina! Spoglądam na zegarek. Wstałem o 6.50. Jest 11.30. Czas gwałtownie przyspieszył.


Zapętlony utwór leci z głośników po raz szesnasty. Wiem to, bo sam po zakończeniu przestawiam znów na jego początek. Wizyta w domu rodzinnym. Bliscy coś do mnie mówią. Sam nie wiem co, bo nie jestem w stanie niczego zapamiętać. Wszystko przechodzi jak przez sito. Niektórzy nie wierząc w moje przytakiwanie głową pytają, czy zrozumiałem. Po chwili odpowiadam, że nie, co powoduje zniecierpliwione westchnięcie u rozmówcy. Ktoś ma do mnie pretensje, że "inaczej się umawialiśmy". Nie zaprzeczam, bo sam niewiele pamiętam z rozmowy sprzed tygodnia. Po chwili okazuje się jednak, że to jednak nie mi została przekazana ważna informacja. Rozmówcy jest głupio... Czujnie sprawdza, czy nie jestem zły. Nie jestem. W głowie ciągle mi gra zapętlony utwór, którego kilka godzin wcześniej słuchałem szesnaście razy.

Jedyny czego pragnę, to powrócić do niego. W trakcie jego słuchania potrafię czuć wzruszenie, uniesienie i nostalgię. Często płaczę przy muzyce. Wstydzę się tego, bo to co dla mnie jest głębokim uniesieniem i wyciskaczem łez, dla innych jest jedynie "fajnym kawałkiem" lub hałasem. Jutro znów go sobie puszczę, jak nikt nie będzie słuchał. Zaraz... już jest jutro, bo minęła północ. Zegarek przyspieszył... Nie jestem w stanie ogarnąć umysłem, dlaczego tak szybko. Chyba za głośno na mocne puszczenie mojego utworu o tej porze. Słucham go na sprzęcie stereo, który kolekcjonowałem przez 10 lat. Kilkanaście tysięcy złotych wydanych oszczędności. Kilkadziesiąt kombinacji kabli, wzmacniaczy, odtwarzaczy, kolumn. Setki godzin odsłuchu. Setki płyt w kolekcji...

Wizyta u rodziny. Pytanie do mamy, dlaczego nie chce kupić sobie sprzętu do słuchania. "Mam go kupić sobie po to, żebyś Ty mógł słuchać, tak"? Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że tak, na co usłyszałem tylko kąśliwą uwagę ojca o zdziecinnieniu. Chcę już wrócić do siebie i słuchać dalej mojej muzyki. Chcę znów sobie zapętlić utwór, który gra w mojej głowie. Chcę znów widzieć dźwięk. Chcę, by leciała mi ślina i łzy, gdy słucham zapętlonego utworu. Nie z "Youtuba", do którego link Wam wkleiłem. Muzyka z internetu jest skompresowana, co oznacza pogorszenie jakości w stereofonii i w zakresie górnego rejestru brzmienia. Chcę czysty, nieskompresowany dźwięk z mojej płyty CD. Bez zniekształceń.

Obok biega kot. Tupie nogami o panele, bawi się korkiem od wina, który podskakuje na twardej podłodze. Każde uderzenie, to nagły jaśniejący obraz w mojej głowie i coraz większy ból. To ślady szumienia pozostające w głowie, jak echo... Nasiliły mi się objawy nadwrażliwości na dźwięki.

Za chwilę zgrzyt gniecionej torebki foliowej po zakupach. I rozdzierający syczący ból w lewej części skroni. Rozsypywany po panelach piasek z kuwety... Uczucie, jakby mi ktoś wsypał ten piasek prosto do ucha. Narasta we mnie agresja i ból. Coś we mnie zaczyna wyć. Wewnątrz w środku, ale przedostaje się powoli na zewnątrz. Zaraz będzie wrzask. Mój wrzask. Nie wytrzymam. Znów zerknięcie na zegarek. Minęło pół godziny tortur. Znów wracam do mojego utworu. Znowu leci. Wystraszyłem kota. Nienawidzę go. Wreszcie przestał hałasować. Zabrałem mu korek. Nareszcie jest cicho. Zapętlony utwór doszedł do apegeum, w którym tym razem łzy i ślina lecą mocniej niż wcześniej. Co za ulga! Działa jak środek uspokajający! Tylko coś mnie boli w klatce piersiowej. I ręce drżą. Zaraz położę się spać. Jestem zmęczony. Chcę odpocząć. Chcę poczuć się szczęśliwy...

Nie tylko jak puszczę sobie mój utwór...

1 komentarz:

  1. Jeśli po przebudzeniu gra mi w głowie jakaś melodia, nie oprzytomnieję tak do końca, jeśli nie usłyszę jej w rzeczywistości.
    Opowiadanie o sobie komuś, kto nie będzie się niczemu dziwił, nie oznacza znalezienia bratniej duszy – każdy jest zamknięty za swoją własną szybą.

    OdpowiedzUsuń