30 wrz 2016

Jestem w drodze do Warszawy...

Trzęsie mną troszkę w wagonie kolejowym Pendolino.

Jadę do Warszawy na konferencję poświęconą ASom. Wybrałem sobie - jak zawsze w środkach transportu masowego - wagon pod oknem z nadzieją, że nie poczuję klaustrofobii, a pizza, którą jadłem na obiad nie zawróci w układzie pokarmowym. 
Troszkę się pomyliłem, bo skoro wsiadłem do tego samolotu bez skrzydeł o 18.44, wiadomym było, że w ciągu pół godziny zrobi się ciemno, a moje widoki zaokienne skończą się jedynie wytrzeszczem oczu, a jedyne co dojrzę, to odbicie sąsiada przede mną, który rzucał paluchem po ekranie telefonu kuleczką w jakieś dziwne stworki.

Największym problemem jednak było, że trochę źle wyliczyłem czas, w jakim przemieszczę się na dworzec i nieomalże się spóźniłem. Perony były trzy, więc na szczęście jakbym nie trafił w jeden w grę wchodziłoby przysłowie "do trzech razy sztuka". I faktycznie po pięciokrotnym sprincie schodami, w końcu trafiłem na ten trzeci - właściwy. Gdy zapieprzałem schodami na drugi z rzędu peron stwierdziłem, że metoda znana z toto-lotka pt. "na chybył trafił" jest do dupy. Zatem postanowiłem włączyć tryb dedukcji w mojej głowie. Zastosowałem metodę obserwacji "aż po horyzont" i zorientowałem się, że na poprzednim peronie już przeze mnie zweryfikowanym stoi niewielka ilość ludzi, w dodatku bez bagażu. Na moim peronie było całkiem puściutko, więc odpadł z mojego typowania. Dopiero na trzecim kłębił się średniej wielkości tłumek ludzi, w dodatku z bagażami. Tam też podążyłem.

Były to moje piąte schody na tym dworcu. Strzał był celny, bo po minucie na peron wjechało potężne cygaro przypominające pojazd człowieka z wielkimi kompleksami. Niepewnym krokiem skierowałem się do drugiego wagonu, gdzie dwie bardzo miłe panie zaspokoiły mnie tego wieczoru całkowicie, udzielając mi rzetelnej informacji, iż faktycznie to cygaro do Warszawy podąża. Wskazały mi także dzięki ich wiedzy i kompetencjom kierunek, w którym mam podążać, aby znaleźć wagon czwarty.

W wagonie czwartym pewien wysoki pan w mundurze na pytanie, czy na pewno jest to wagon czwarty odpowiedział twierdząco i stąd uspokojony już, wiedziałem w 100%, iż znajduję się w wagonie czwartym. Na miejscu nr 82 siedział młody jegomość, którego serdecznie wyprosiłem legitymując się kartką z wydrukowanym numerem miejsca, które powinienem zamiast niego zająć. Oporów nie było, kartka okazała się wystarczająco czytelna.

Niestety przez dłuższy czas nie mogłem dojść do siebie, ponieważ stres spowodowany perspektywą spóźnienia spowodował intensywne pocenie się po moich skroniach, co w ostatnich czasach niestety stało się dla mnie normą w tak stresujących momentach. Z powodu szybkiego kroku, napuchły mi stopy, więc pisząc do was aktualnie siedzę bez butów licząc na to, że sąsiedzi nie zauważą tego drażniącego braku kultury. O zapach się nie boję, bo w genach mam wyjątkowo małą smrodliwość potu. To dar od Pana Boga, który dopuścił, bym miał nadwrażliwość na zapachy, ale na szczęście sprawił, żebym za bardzo nie śmierdział. Dzięki temu w miarę spokojnie żyję we względnym komforcie. :)

O 21.40 wysiadam na dworcu centralnym i zmierzam na ul. Poleczki 40A, gdzie jutro odbędzie się konferencja. Gdybyście chcieli ze mną się spotkać przed moimi niedzielnymi prelekcjami, będę ubrany w dżinsy, białe buty i szary sweter. Miłego weekendu!

1 komentarz:

  1. Witam z wielkim zainteresowaniem słuchałam pańskich wykładów na konferencji. Dostałam zadanie jako psycholog z poradni:) mam opowiedzieć klasie IV o ich koleżance z ZA. Chciałbym zrobić to ciekawie,niekoniecznie książkowo i naukowo. Proszę o pomysł i inspirację,pozdrawiam Aga

    OdpowiedzUsuń