15 cze 2014

O nadwrażliwości na zapachy słów kilka.

Ciepłe dni nastały ostatnio. Lubię ciepłe dni, bo znacznie chętniej spędzam czas na dworze. Rower, spacer, przyroda, ciekawe kolory nieba. Tym razem byłem w centrum miasta. I co roku to samo, gdy zaczynają się pierwsze prawdziwe upały: ZAPACHY! na początku nie było źle - pizza, kebab, grill. Nasze typowo polskie jedzenie. :) Potem kwiaty, zagajniki z kwitnącymi krzakami (nie znam ich nazw), tu bez, tam świerki. Nawet samochody jakoś tak mniej kopcą niż 15 lat temu - zwróciliście na to uwagę?

Przyszła kolej na mniej przyjemne zapachy: ludzie. Niektórzy cuchną nieświeżym ubraniem, inni kwaśnym oddechem. Jeszcze inni śmierdzą intensywnym żelem pod prysznic (to akurat jest do zaakceptowania), a inni mocno wybuchową mieszanką perfum z.... potem! I to wcale nie tylko mężczyźni! Kobiety również! Kolejka po lody, tłok w restauracji, w komunikacji niestety generuje stres, który jest przyczyną smrodliwego potu. Ludzie starsi śmierdzą naftaliną, a młodzież sztucznymi zapachami ze słodyczy, które nieustannie żrą. ;) Do tego spocone stopy. Najgorszym ze wszystkich jest zapach potu, szczególnie obrzydliwie "wygląda", gdy pochodzi od dziewczyny/kobiety.
Nadwrażliwość na zapachy to również zalety. Wyobraźcie sobie ciepły wieczór, zachodzące słońce i wszelkiego rodzaju trawy, kwiaty, drzewa, krzewy, które oddają ciepło intensywnie parując upajają wręcz swoją odurzającą nutą. Wtedy właśnie uwielbiam wyjść na spacer albo na rower - pojechać w pobliże rzeki, stawu, gdzieś gdzie jest mało zapachów ludzkich, a dużo tych energetycznych, pochodzących wprost od natury. Jeśli dodam do tego dźwięki wieczornych ptaków - trzciniaka, żurawia, odgłosy żab, to jest to dla mnie kapitalne miejsce do odpoczynku i wytchnienia. To jedno z niewielu wydarzeń, gdy intensywne bodźce są dla mnie przyjemne, a ja pozytywnie ładuję swoje akumulatory 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz