16 kwi 2015

Gra w pokera.

Mój kolega zaprosił mnie do nowego mieszkania, które będzie wynajmował klientom. Zanim to jednak nastąpi, postanowił zaprosić samych facetów - kumpli, żeby w klimacie "wolnym od bab" nacieszyć się męską wolnością przy talii kart.

Każdy z nas dostał żetony, w zamian za pieniężny wkład własny, który ma tam jakąś swoją nazwę. Niestety nazwy wkładu własnego nie pamiętam. Wiem tylko, że jego celem jest podniesienie adrenaliny grających. Mojej w każdym razie nie podniosło.

Gra była dziwna. Faceci wrzeszczeli, śmiali się i ekscytowali dużymi stratami, dużymi zyskami, a także doborem kart, gdy czasem w ramach zbiegu okoliczności na stole pojawiały się podobne do siebie karty i wg reguł pokera można było pozbierać żetony leżące na stole.

W którejś z rzędu kolejce wygrałem dość dużo żetonów, co spotkało się (ku mojemu zdumieniu) ze sporym podziwem. Zupełnie nie wiedziałem dlaczego i do teraz nie mam pojęcia o co chodzi.

Około północy zrobiłem się senny, bo jak wiecie - wstaję przed szóstą do pracy, żeby dojechać kilkadziesiąt kilometrów. Więc grzecznie się pożegnałem i wróciłem do swojego nowego lokum, które tydzień temu znów zmieniłem...

Zupełnie mi się nie podobało - nie rozumiem fascynacji grą, w której należy oszukiwać, a reszta ludzi robi wszystko, żeby pozbawić Cię możliwości oszukiwania. Czas ten uważam za zmarnowany. Takiego pokera na blefy, mocne karty i przewidywanie ruchów ludzi dostosowując się do sytuacji, to ja mam na co dzień. Wszędzie, gdzie spotykam ludzi. To męczące. Ta forma "odpoczynku" mnie nie bawi.

1 komentarz: