7 kwi 2015

Refleksje poświąteczne

Dzień dobry po świętach.

Nie składałem Wam życzeń na święta, bo tak jak mówiłem Wam już wcześniej, nie sądzę, żeby moje życzenia lub ich brak cokolwiek zmienił w Waszym życiu. Dla tych jednak, którym po usłyszeniu życzeń robi się po prostu przyjemniej, to mówię: "Wszystkiego najlepszego z okazji świąt!".

A dzisiaj chciałem Wam napisać o moim przeżywaniu świąt - w dzieciństwie i teraz. A emocjonalne podejście do ich przeżywania znacząco się różni.

Jako dziecko, przeżywałem święta znacznie mocniej. Czekałem na ten "inny dzień" z niecierpliwością. Wiedziałem, że dostanę prezent. W latach 80tych i 90tych dzieci (również ja) przeżywały chyba znacznie mocniej prezenty, bo dostawało się je rzadziej. Czekałem na "ten dzień" z powodu zmiany w normalnym przebiegu dnia. Rodzice nie szli do pracy, sklepy były zamknięte, a tydzień przygotowań, sprzątania i gotowania sprawiał, że człowiek oczekiwał świąt jeszcze bardziej. Truduum paschalne, świece, uroczystości kościelne sprawiały, że widziałem również innych ludzi przygotowujących i oczekujących tych świąt. Wreszcie uroczyste niedzielne śniadanie, jajka, rzeżucha, sałatka warzywna, którą mama robiła na każde święta, zapach ćwikły i majonezu. Do tego prezenty - nie jakieś przypadkowe, ale takie, które naprawdę chciałem. Zwykle były to modele do sklejania, na które bardzo czekałem, a których nigdy nie dostawałem bez okazji. Potem wyjazd do moich kuzynów, na który bardzo czekałem - jedynych rówieśników, z którymi utrzymywałem bliski kontakt.

Dziś jest inaczej. Relacje z kuzynami bardzo się oddaliły, emocje związane z przygotowaniami w ogóle się nie pojawiają - zniknęły w natłoku normalnej, regularnej pracy, dziecinne emocje typu "nie mogę się doczekać" zostały za ścianą grubej, pancernej szyby emocjonalnej. Są znacznie silniejsze bodźce wywołujące emocje, niż dawniej. W kościele jestem skupiony na silnych bodźcach, które mi przeszkadzają - trzeszczący syk wózków dla dzieci, które jeżdżą po ziarenkach piasku rozsypanych na posadzce, stukot obcasów, chrząkanie i kaszlanie ludzi, przeraźliwy głos ludzki wzmocniony mikrofonem i głośnikami, zapachy, niewygodne miejsce, fizyczna i przeszkadzająca bliskość innych osób.

To nie jest pozytywny wniosek. Zauważyłem u siebie regres jeśli chodzi o przeżywanie pozytywnych emocji. Kiedyś było ich zdecydowanie więcej, potrafiłem się cieszyć ze świąt. Dzisiaj mam przed sobą blokadę, której nie potrafię obejść. Bardzo tęsknię za świętami - wiem, że były cudowne, a ich przeżywanie było przyjemne. Chciałbym powrócić do sposobu ich przeżywania z dzieciństwa - wyczekiwania, naturalnego dziecięcego uśmiechu i uciechy z prezentów. Chciałbym wrócic do radości przebywania z kuzynami, z którymi wciąż (od święta) się widuję. Bardzo bym chciał znów się wzruszać spotkaniami z rodziną, oczekiwać z niecierpliwością na ten świąteczny czas. Bardzo zazdroszczę i dzieciom, i dorosłym (np. mojej mamie), którzy z radością składają sobie życzenia przy świątecznym stole.

Zasiałem sobie rzeżuchę tydzień przed świętami - to mój stary nawyk. Na Wielkanoc chłonę jej zapach, ścinam sobie łodyżki i kładę na kanapkę z wędliną smarując chrzanem. Skupiam się na jej smaku i próbuję "wchłonąć" nie tylko jej smak i zapach, ale to, co ona przypomina mi o dawnych czasach, kiedy potrafiłem święta tak mocno przeżywać. To można porównać do wyciskania z gąbki resztki wody przez spragnionego na pustynii. Może jest jeszcze kropelka, może coś mi się uda wycisnąć. Tęsknię bardzo... Może za którymś razem gąbka będzie pełniejsza...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz