Lubię jeść. Jedzenie mnie uspokaja, a jego znaczne ilości mnie
wyciszają. Dlatego można by też w pewien sposób stwierdzić, że lubię
żreć, ale to podobno nieładne określenie.
W mojej diecie cenię
sobie przede wszystkim węglowodany. Ziemniaki, frytki, ryż, makaron. Nie
powinny być suche, dlatego jestem absolutnym fanem sosów. Podstawa u
mnie w lodówce, to majonez, keczup, śmietana, czosnek, sos słodko
kwaśny, a w szafce przyprawy takie jak pieprz ziołowy, tymianek,
oregano, sproszkowana papryka, curry, suszone grzyby, które uwielbiam.
To podstawowe składniki na sosy do moich węglowodanów.
Mięso
stanowi ważny dodatek do moich węglowodanów. Dobrze upieczony kurczak
wzmacnia smak ryżu, nadaje niepowtarzalny smak. Jest też całkiem
pożywne. Kurczak, indyk, wieprzowina czy wołowina mogłyby być już na
talerzu zmieszane z ryżem lub ziemniakami. Jeśli są podane na talerzu
osobno (tzn. obok siebie), to i tak szatkuję mięso z ziemniakami/ryżem w
miazgę i tak powstałą papką raczę się z przyjemnością. Moja ulubiona
papka, to kotlet mielony z ziemniakami.
Nieraz zostałem głośno
skrytykowany, a nawet wyśmiany z powodu tego co robię, a moje zmieszane
jedzenie nazwano raz "paszą dla świnek", dlatego (ze strachu przed
krytyką) w gościach, na uroczystościach robię sobie minipapeczkę
wielkości górki na trzy ruchy widelcem, zostawiając resztę kotleta i
resztę ziemniaków oddzielnie. Po zjedzeniu tej małej porcyjki, robię
sobie kolejną mieszankę aż do zjedzenia całości.
Warzywa i owoce?
Akceptuję i jem "przez rozum". Uwielbiam owoce sezonowe. Moje ulubione
to czarne porzeczki i maliny, ale przepadam też za czerwonymi
porzeczkami, wiśniami, czereśniami, agrestem, truskawkami. Z bardziej
egzotycznych - uwielbiam pomelo i dojrzały granat. Jabłka jem nieco
rzadziej, bo mi jest niedobrze w żołądku po nich. Warzyw jem niestety
mało. A jak już, to są ugotowane w zupie.
Produkty mleczne -
jestem wielkim fanem serów, zwłaszcza nieżółtych. Camembert, Lazur
złocisty i Montagnolo - te lubię najbardziej. Zwykle jem same lub
zapiekane na pieczywie. Z mleka robię sobie musli, albo po prostu
wypijam.
Za słodyczami nie przepadam. Dla mnie desery po dobrym
obiedzie są kompletnie nieatrakcyjne i w większości przypadków z nich
rezygnuję. Unikam lodów i ciast. Wyjątkiem jest sporadyczny pączek na
śniadanie, albo malutki kawałek batonika mars. Większych ilości tych
słodkich specyfików nie toleruję.
Jestem tradycjonalistą. Gdy jem
dalej od domu, najczęściej zamawianym przeze mnie zestawem obiadowym
jest schabowy albo mielony z ziemniakami. W przypadku pierogów - zawsze
są to ruskie. Ale uwielbiam też kuchnię chińską. Ostrych smaków nie
akceptuję, ze względu na podwójne cierpienie, jeśli wiecie co mam na
myśli.
Lubię od czasu do czasu poeksperymentować. Ze smakiem
oglądam programy kulinarne, w których podróżnicy próbują specjałów z
różnych zakątków świata. Urzekły mnie świerszcze i szarańcze smażone w
oleju (Maroko), a także włoski ser z robakami. Ostatnio takie
przytrafiły mi się w serze camembert o smaku grzybowym (jak już pisałem -
lubię grzyby). W środku były czerwie. Wiem, że to nieplanowane ze
strony producenta, ale wiem też, że ser z robakami należy do
najdroższych na świecie, a ja zapłaciłem za niego mikroskopijną sumkę,
dlatego byłem szczęśliwy, że udało mi się coś takiego kupić. Nawet w
składzie na odwrocie opakowania postanowiłem sobie dopisać robaki.
Niestety w kolejnym opakowaniu robaków już nie było, ale doceniam tą
przygodę, w której mogłem się poczuć wyjątkowo!
A teraz jadę do lasu. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz