Czyli zagrożenia w niewłaściwym sposobie karmienia.
Jedna z
czytelniczek zapytała mnie jak było z moim jedzeniem, gdy byłem
dzieckiem. Jako, że dzieckiem byłem przez lat osiemnaście, postanowiłem
się skupić na byciu raczej młodszym dzieckiem, niż starszym.
Moje
dzieciństwo pod względem jedzenia przebiegało fatalnie. Rodzice byli
egzekutorem teorii, że wszystko powinno się zjadać do końca, w dodatku o
wyznaczonej przez nich godzinie. Jak wiemy - dziś się od tego standardu
odeszło. Z tego co mi wiadomo - specjaliści ds. postępowania z dziećmi
odradzają "wciskanie" jedzenia w dziecko, które powinno sobie samo
regulować ilość pożądanego posiłku. Ponadto niemowlaki powinny same
dawać znać, kiedy są głodne. Jeśli się im na to nie pozwoli, to podobno
dzieje się im, to co mi w późniejszych latach dzieciństwa - mają kłopot z
wyrażaniem swoich potrzeb.
Tak więc od wczesnych lat dzieciństwa
jedzenia dostawałem za dużo, w godzinach, w których rodzice postanowili
mnie nakarmić, a nie w takich, w których byłem głodny. Dlaczego
dostawałem za dużo? Byłem chudy, więc trzeba było to nadrobić. Do
dzisiaj pamiętam wycieczkę do ośrodka wypoczynkowego w 1987 roku, gdzie w
stołówce, jako pięciolatek obiad jadłem ponad trzy godziny. Rodzice
mnie zostawili samego w stołówce i nie wolno mi było wyjść, dopóki nie
skończę jeść. Około godziny 17 panie kelnerki zaczęły nakrywać stoły do
kolacji.
Takich sytuacji było więcej, a w ekstremalnych
sytuacjach płakałem i wymiotowałem, za co byłem bity przez ojca po
głowie, co nasilało jeszcze bardziej płacz i wymioty. Z racji tego, że
jedzenie było dla mnie torturą, stałem się wielkim niejadkiem. Na
śniadanie był czerstwy chleb - zwykle z szynką i twarogiem. Na obiad
zupa i drugie danie. Ta pierwsza pod postacią pomidorowej, krupniku,
kremu z pora. Na drugie ziemniaki z kotletem (schabowym lub mielonym) i
surówką. Kolacja przypominała śniadanie. Pomiędzy posiłkami jabłko,
pomarańcza. Od święta jakiś wafelek, paluszki lub inne dodatki. Tak było
do 10 roku życia, po czym rodzice zakupili opiekacz i zacząłem jeść
grzanki z serem, cebulą i keczupem. To były rzeczy, które wreszcie
zaczęły mi smakować.
W wieku 14 lat pojechałem pierwszy raz w
życiu na spływ kajakowy, z którego wróciłem zmizerniały i głodny. Powód
był bardzo prosty - wszyscy uczestnicy spływu byli głodni i żarli jak
świnie, dlatego kanapki robione na śniadanie i kolację rozchodziły się w
zastraszającym tempie. A skoro wreszcie nikt mnie nie zmuszał do
jedzenia, to... po prostu nie musiałem jeść. A właściwie nie potrafiłem
zgarnąć dla siebie pięciu kromek posmarowanych dżemem. Nie potrafiłem
się przebić, nie byłem łapczywy.
Do siódmego roku życia bardzo
dużo wymiotowałem po jedzeniu. Nie znosiłem jeść bananów, prawie wcale
nie jadłem słodyczy (ciasta, herbatniki, czekolada - raczej mi nie
smakowały). Z owoców jadłem głównie jabłka i sporadycznie pomarańcze lub
mandarynki. Od wczesnych lat uwielbiałem warzywa i owoce sezonowe - z
wytęsknieniem czekałem na maliny, truskawki, porzeczki, agrest, bób,
świeży groszek i kukurydzę. Od wczesnego dzieciństwa piłem mleko i
jadłem jajka. Te ostatnie były dla mnie całkiem smaczne. Z mięs
obiadowych, bardzo mi smakował kurczak pieczony z ryżem. Później, na
początku lat dziewięćdziesiątych, przebojem stała się dla mnie żywność
gotowa, z mrożonki. Pierogi, frytki, kołduny, pizza - zacząłem jeść tego
całkiem sporo - czasem na obiad, najczęściej jednak na kolację.
Zacząłem jeść lepiej, a w wieku 15 lat przestały być widoczne u mnie
żebra, pomimo wciąż sporej niedowagi. Zupy i domowe obiady zaczęły
ponownie smakować dopiero po 25 roku życia.
Jedzenie w
dzieciństwie było dla mnie koszmarem, łączyło się z torturami i przemocą
fizyczną, a także ogromnym marnotrawstwem czasu. Błędem moich rodziców
było wmuszanie we mnie jedzenia. Moja dieta nie byłaby tak zróżnicowana,
gdyby nie strach przed karą za niejedzenie, a nawet przemocą. Nie wolno
było mi czegoś nie zjeść. W czasie wielogodzinnych obiadów w ośrodku
wczasowym, powinienem raczej chodzić po pachnących lasach i pływać
kajakiem po orzeźwiającym jeziorze, zamiast siedzieć w śmierdzącej
stołówce. Ale nadrobiłem sobie te zaległości kilkanaście lat później :)
Na zdjęciu ja, w wieku 2 lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz