10 lis 2015

"Miłość, wolność, szalone ceny" czyli horror w markecie budowlanym.

Ostatnio w związku z poszukiwaniami przeróżnych materiałów wykończeniowych do mieszkania, postanowiłem odwiedzić jeden z bardzo znanych super lub hiper marketów budowlanych. I pewnie nie byłoby nic do opisywania, ani przeżywania, gdyby nie fakt, że nagle poczułem gwałtowną chęć opuszczenia tej groteskowej powierzchni sklepowej. Ale po kolei...

Po wejściu udałem się w kierunku zapalonych światełek celem sprawdzenia cen i dostępności żarówek diodowych formatu GU-10. Już po drodze zauważyłem coś podejrzanego - w punkcie informacyjnym kręciły się tandetne kule dyskotekowe mieniące się kolorami. Zrobiłem w tej sytuacji to, co zwykle robię, gdy na około mnie dzieją się dziwne rzeczy - zacząłem udawać, że mnie to nie rusza i dzielnie zignorowałem panią w kretyńskich przyciemnianych okularach, która wymownie popatrzyła się na mnie. Tak więc chyłkiem udałem się pod wyznaczony przez siebie regał.

Analizując parametry poszczególnych żarówek (a konkretnie zależność pomiędzy ceną, mocą i barwą światła), z przerażeniem dostrzegłem, że tuż koło mnie kucnęła kobieta w pomarańczowej szmacie i rudej peruce. Zaczęła czegoś szukać rozmawiając z parą całkiem poważnych ludzi robiących zakupy. Dyskretnie się wycofałem i niezauważalnie przeszedłem na dział ozdób, gdzie zająłem się oglądaniem wielkoformatowych zdjęć na ścianę z motywami morskimi.

Po krótkim czasie stwierdziłem, że powinienem się udać na dział wyposażenia łazienek, jednak po drodze spotkałem idiotę płci męskiej przyodzianego w krótki rękawek, przyciemniane okulary i czarną perukę... Kto późną jesienią łazi po sklepie w krótkim rękawku? Nagle stwierdziłem, że każdy punkt informacyjny i wszystkie miejsca, gdzie mogli znajdować się pracownicy były zajęte przez czubków z zakładu psychiatrycznego przebranych jakby na bal przebierańców z tandetnej komedii amerykańskiej. Niestety nie byłem w takim stanie porozmawiać z żadnym z nich, a potrzebowałem cennej porady specjalistycznej. Nie przełamałbym się. Nie ma mowy!

Postanowiłem, że się wycofam z tej mało komfortowej dla mnie sytuacji. W trakcie szybkiego powrotu wziąłem żaróweczkę formatu E14 - najtańszą, zwykłą za 2,34zł bo takiej potrzebowałem. Udałem się do linii kas, wybrałem sobie tą, gdzie ludzi obsługiwała kobieta o wyglądzie najbardziej zbliżonym do normalności (zaznaczam: mojej normalności). Z rzeczy kuriozalnych miała jedynie opaskę na głowie i koszulkę, niczym gospodyni wiejska. Dzięki Bogu, zachowywała się normalnie!

Podziękowałem, wyszedłem, uciekłem... początkowo chciałem o tym wszystkim zapomnieć, ale po wielu dniach to co widziałem wciąż nie dawało mi spokoju, więc postanowiłem to Wam opisać. Zdarzenie miało miejsce 5 listopada o godz. 14.30.

Konkluzja: Czasem mam głupie sny. Śnią mi się abstrakcyjni ludzie, w abstrakcyjnych sytuacjach robiących abstrakcyjne rzeczy. Nie są to sny przyjemne. Panicznie boję się ludzi w maskach. Wywołują we mnie lęk. Gdy budzę się, wówczas doceniam, że sen się skończył. Nie chcę widzieć takich scen w życiu codziennym. Sklep, to miejsce uporządkowane i schematyczne. Jedna kolejka do kasy, koszyki na zakupy. To co na półkach - nie Twoje, to za co zapłacisz - Twoje. Pracownicy ubrani w mundury odpowiadają na moje pytania, pilnują porządku i biorą pieniądze. Ludzie przechadzają się wyznaczonymi alejkami zamykanymi co jakiś czas dla podnośników i drabin. Cały czas ta sama temperatura i oświetlenie. No i nie ma psich gówien. Duże sklepy mają mnóstwo silnych, nieprzyjemnych bodźców, ale zawsze czuję się w nich bezpiecznie dzięki schematom, jasnym zasadom i przewidywalności. Jakiekolwiek odstępstwo od tego nie jest mile widziane.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz